Mniej-więcej dwa lata temu wpadł mi w ręce numer brytyjskiej edycji magazynu "Marie Claire", a tam rzucił mi się w oczy przede wszystkim artykuł o żonach chirurgów plastyków. Właściwie rzuciły mi się w oczy ich zdjęcia i dzięki nim przeczytałam to wszystko (tłumaczenie podpisów do zdjęć - poniżej).
Było to niedługo po tym, jak brałam udział (bierny zresztą) w rozmowie o operacjach plastycznych, które chcą sobie zrobić albo już sobie zrobiły osoby, które spotkałam. Rozmawiały o tym mniej-więcej tak, jak większość znanych mi ludzi rozmawia o wizytach u dentysty.
Wtedy do mnie dotarło, że "to się dzieje naprawdę": ludzie robią sobie operacje plastyczne. Nie tylko "gdzieś tam", w jakimś Hollywood czy innym miejscu, o którym mam mgliste pojęcie, ale także tutaj, wokół mnie! Jednak te osoby zrobiły sobie po jednym zabiegu, o czym nie wiedziałabym, gdyby mi nie powiedziały. O kolejnych dopiero myślały...
Kiedy pokazałam te zdjęcia na dawnym blogu, kilka osób poprosiło o przetłumaczenie opisów. Oto one:
Frances:
Ma 42 lata, mieszka w Beverly Hills, prowadzi klinikę swojego męża, chirurga kosmetycznego. Przeprowadzone zabiegi: liczne, w tym "korekta" nosa, operacja powiek, powiększenie ust i biustu. Codziennie wstrzykuje sobie hormon wzrostu.
Co innego osoby ze zdjęć w "Marie Claire". Kiedy pierwszy raz na nie patrzyłam, tylko Christina była ode mnie młodsza. Angela ze zdjęcia była o rok starsza, teraz jest o rok młodsza. Kiedy zrobiono to zdjęcie miała "ponad 42" operacje plastyczne, które kosztowały zapewne sporo, pomimo że przeprowadzali je jej kolejni mężowie... Czy jej przykład zachęcił mnie do skorzystania z takiej chirurgii plastycznej? Bynajmniej! Czy zamieniłabym się z nią na wygląd?! W życiu!
I to nawet nie dlatego, że "akceptuję siebie taką, jaką jestem" czy coś tam. Po prostu wyglądam dużo lepiej! I to nie jest z mojej strony próżność i zarozumialstwo. Po prostu... nie jestem tak... przerysowana? Za nic nie chciałabym tak wyglądać. Ani tak jak Frances, która jak na mój gust zdecydowanie przesadziła... Nie wiem, do jakiego stopnia musi być zakochana w swoim mężu, że pozwala mu na coś podobnego. Wiem, że gdybym z jakiegoś powodu musiała się udać do chirurga plastycznego, to na pewno nie do męża Frances.
Moim zdaniem najlepiej wygląda Jayne - najstarsza spośród bohaterek artykułu i jedyna, która nigdy nie miała żadnej operacji. Wygląda sympatycznie i... normalnie. ;-)
No i właśnie dlatego nie marzę o operacji plastycznej.
Kiedy pokazałam te zdjęcia na dawnym blogu, kilka osób poprosiło o przetłumaczenie opisów. Oto one:
Frances:
Ma 42 lata, mieszka w Beverly Hills, prowadzi klinikę swojego męża, chirurga kosmetycznego. Przeprowadzone zabiegi: liczne, w tym "korekta" nosa, operacja powiek, powiększenie ust i biustu. Codziennie wstrzykuje sobie hormon wzrostu.
Angela:
Ma 37 lat, mieszka w Rio de Janeiro, jest projektantką bielizny. Jej obecny partner i poprzedni mąż to chirurdzy plastyczni. Przeszła "więcej niż 42" operacje plastyczne, w tym 5 operacji piersi, 10 operacji nosa ust i podbródka oraz 2 operacje "waginy" (w tekście wspominała, że któryś mąż "przywrócił jej dziewictwo" - jakże romantycznie, prawda? ;-D)
Ma 37 lat, mieszka w Rio de Janeiro, jest projektantką bielizny. Jej obecny partner i poprzedni mąż to chirurdzy plastyczni. Przeszła "więcej niż 42" operacje plastyczne, w tym 5 operacji piersi, 10 operacji nosa ust i podbródka oraz 2 operacje "waginy" (w tekście wspominała, że któryś mąż "przywrócił jej dziewictwo" - jakże romantycznie, prawda? ;-D)
Jayne:
Ma 49 lat, zajmuje się terapią zaburzeń mowy. Jej mąż to prezes Brytyjskiego stowarzyszenia Chirurgów Plastycznych. Nigdy nie miała operacji plastycznych.
Ma 49 lat, zajmuje się terapią zaburzeń mowy. Jej mąż to prezes Brytyjskiego stowarzyszenia Chirurgów Plastycznych. Nigdy nie miała operacji plastycznych.
Christina:
Ma 31 lat, mieszka w Londynie, jest właścicielką salonu spa.
Ma 31 lat, mieszka w Londynie, jest właścicielką salonu spa.
Jej partner specjalizuje się w... nie wiem, jak przetłumaczyć "non-surgical procedures" - sądzę, że chodzi o zabiegi bezoperacyjne. Regularnie wstrzykuje sobie botox i "wypełniacze skóry".
(Zdjęcia pochodzą z brytyjskiej edycji magazynu "Marie Claire", nr 9, rok 2008)
(Zdjęcia pochodzą z brytyjskiej edycji magazynu "Marie Claire", nr 9, rok 2008)
Że co? Przywracanie dziewictwa???
OdpowiedzUsuńAkceptuję siebie w pełni jak i całkowicie normalne oznaki upływającego czasu. Jakoś nie marzę o żadnym zabiegu. To nie dla mnie;)
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz, tak lekko. Temat też ciekawy i pouczający;) Też bym sobie nic nie podciągnęła pomimo iż grawitacja mnie nie oszczędza:) za bardzo boję się bólu, a wiem, ze te "biedne" kobity nie zaczynają dnia bez tabletki przeciwbólowej.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńJa mam tak samo, a przy tym jestem od Ciebie starsza (sądząc po zdjęciach). Coraz więcej osób w moim wieku marzy o operacjach plastycznych, czy choćby "botoksach". Mnie przerażają wszelkie operacje, nawet te potrzebne. Ale co innego operacja, która ratuje życie, czy zdrowie, a co innego podejmować takie samo ryzyko dla lepszego (albo i nie) wyglądu.
O rany, to straszne! A Jayne wygląda kwitnąco - zgadzam się z Tobą!
OdpowiedzUsuńDla mnie jest to bardzo abstrakcyjne chociaż informacje o operacjach plastycznych są już wszędzie :) Jako osoba, która śmiertelnie boi się igieł pewnie w życiu się na coś takiego nie zdecyduje :)
OdpowiedzUsuńMasz podobnie jak ja! Też unikam takich rzeczy jak się da! ;-)
UsuńPrzeczytałam i padłam...szczególnie te dwie z pierwszych zdjęć są odrzucające. A przywrócenie dziewictwa w ogóle przemilczę...
OdpowiedzUsuńAż ciężko uwierzyć, ze można dobrowolnie dać się tak załatwić, z operowanych pań jeszcze ta Christina wygląda w miarę, ale dwie pierwsze straszą. Poza tym 5 operacji piersi? Ten jej mąż to jakiś partacz czy co, że jedna nie starczyła ;)
OdpowiedzUsuńOna miała więcej tych chirurgów - męża albo dwóch i obecnie ma "niemęża"... Z tego, co opowiada, wynika, że każdy ją przerabia wedle swoich upodobań. Taka "żywa plastelinka". Dla mnie to nieco przerażające jest...
Usuńnon-surgical procedures - u nas tak zwana chirurgia nieinwazyjna, czyli wszelkie właśnie botoksy i inne takie oszczykiwania.
OdpowiedzUsuńCodziennie hormon wzrostu? Po co? Od tego się ładnie rośnie ponad swój zakodowany wzrost?
Ponoć hormon wzrostu odmładza, ale... no cóż... Chyba jakoś jednak się nie skuszę...
UsuńBTW. Trochę smutno, że w Polsce nie finansuje się hormony wzrostu dla dzieci z jego niedoborem, a nie brak go na świecie dla takich ludzi...
Wszystkim wydaje się,że operacje plastyczne to tylko w Stanach. Niestety w Polsce coraz więcej kobiet się na to decyduje.
OdpowiedzUsuńMoja Mama nigdy nie miała i dam sobie rękę uciąć,że nigdy nie będzie miała żadnej operacji plastycznej i jak dla mnie jest najpiękniejszą kobietą pod słońcem :)
znajoma kosmetyczka ma quasi-kompleks, że większość jej znajomych już to robi, głównie ostrzykiwanie się botoksem...
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, wszystko jest dla ludzi, ale trzeba umiejętnie z tego korzystać. Laser odmładzający, czy nawet powiększenie piersi czemu nie. Sama posiadam miseczkę AA, przez co czuje się niekobieco w bikini czy bieliźnie, więc nie wykluczam operacji. Ale nie jako zachciankę, a poprawę własnej samooceny. Niektóre kobiety naprawdę tego potrzebują. Wszystko na tak, byle z umiarem.
OdpowiedzUsuńOperacje plastyczne wg mnie istnieją po to, żeby naprawiać uszkodzoną skórę twarzy po wypadku. Cycki robić kobietom, które w wyniku raka straciły piersi, popażonym dzieciom. Świat jest dziś bardzo próżny - stąd popyt na operacje nosa/ ust/ etc. Mam nadzieję, że z czasem kobiety nie będą robić z siebie takich ,potworków' jak na obrazkach.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, gdy czytam o wybuchających, sztucznych piersiach w samolotach to aż się dziwię, że kobiety się na nie decydują. Brrr. Operacjom mówię niet!