Nie jest to takie proste, bo na drogeryjnych półkach panoszą się tusze o składzie „nienaturalnym”. Często zawierają oleje mineralne, z którymi mam problem (a raczej ma go moja skóra, zwłaszcza ta wokół oczu), ale próżno szukać tego składu na opakowaniach... Czasem nawet w internecie próżno go szukać.
Na szczęście na polski rynek wchodzi coraz więcej firm mających w ofercie kosmetyki naturalne, w tym kolorówkę, więc coraz łatwiej o alternatywy. Producenci kosmetyków ekologicznych zwykle też chętnie podają składy kosmetyków, więc od razu można sprawdzić, czy nie trafimy na składnik, którego unikamy.
Kiedy dowiedziałam się, że Lily Lolo ma w ofercie tusz do rzęs o naturalnym składzie – postanowiłam go sobie sprawić i wypróbować, bo lubię tę firmę i mam z nią bardzo dobre doświadczenia. Ciekawa byłam, czy tusz do rzęs będzie spisywać się równie dobrze, co kosmetyki mineralne.
Pierwsze wrażenie było bardzo dobre: tusz był zafoliowany. To rzadkość, także w drogeriach (gdzie, jak ostatnio ustaliliśmy, wiele osób, włącznie z personelem, lubi sobie pootwierać to i owo).
Szczoteczka okazała się spora i „włochata”, co ucieszy osoby, które nie lubią silikonowych, ale zmartwi te, które właśnie je lubią. Osobiście nie mam preferencji wobec szczoteczek, nie lubię tylko szczoteczek zbyt rzadkich, a tej nie można tego zarzucić.
Tusz okazał się dosyć gęsty - nie „zaschnięty”, ale po prostu gęsty i treściwy. Nie z tych, które długo wysychają, raczej taki, który szybko się nakłada i niemal od razu jest suchy. To też mi się spodobało, bo mam dosyć długie rzęsy i takie „mokre” tusze odbijają mi się i robią kropki wokół oczu.
Jedna warstwa tuszu dała bardzo naturalny efekt – rzęsy były ciemne, nieco wydłużone, ale nie były pogrubione. Wyglądały bardziej na ciemne niż na pomalowane. Dla mnie to pozytywny efekt „na co dzień”, kiedy nie zależy mi na wyraźnym podkreśleniu oczu, tylko na tym, żeby jasne rzęsy nie „znikały” na tle pofarbowanych na ciemno włosów. :-)
Nie było mowy o efekcie „owadzich nóżek” czy zlepianiu rzęs, do jakiego mają tendencję rzadsze tusze. Natomiast pojawiły się drobne grudki.
Kiedy nałożyłam drugą warstwę, grudek było więcej i to mnie zniechęciło do nakładania kolejnych warstw. Jedna wygląda dobrze, dwie – wymagają więcej zachodu, bo trzeba pozbyć się grudek.
Dla osób, którym zależy na „dramatycznym efekcie” to może być problem. Natomiast mogę polecić tusz osobom, które chcą uzyskać naturalny efekt ciemniejszych i trochę wydłużonych rzęs.
Nie ręczę za jego trwałość, tusz nie jest wodoodporny. To skutek uboczny naturalnego i „przyjaznego alergikom” składu, ale dla osób, którym zależy na trwałości i wodoodporności może to być wadą.
Dla mnie najważniejsze jest to, że tusz w ogóle nie podrażnia mi oczu, nawet jeśli trochę dostanie się do oka. To sprawia, że mogę mu wybaczyć, że może się rozmazać pod wpływem deszczu i wilgoci.
Podobnie jak inne kosmetyki Lily Lolo produkt nie był testowany na zwierzętach, jest wegetariański, ale nie ściśle wegański (zawiera wosk pszczeli).
Skład:
aqua, cera alba, copernicia cerifera cera, sucrose distearate, cichorium intybus root extract, propanediol, helianthus annuus seed wax, galactoarabinan, sucrose stearate, caprylyl glycol, caesalpinia spinosa gum, acacia senegal, glycerin, caprylhydroxamic acid, sodium hydroxide [+/-]: CI 77499.
Tusz można kupić w sklepie Costasy.pl.
aqua, cera alba, copernicia cerifera cera, sucrose distearate, cichorium intybus root extract, propanediol, helianthus annuus seed wax, galactoarabinan, sucrose stearate, caprylyl glycol, caesalpinia spinosa gum, acacia senegal, glycerin, caprylhydroxamic acid, sodium hydroxide [+/-]: CI 77499.
Tusz można kupić w sklepie Costasy.pl.
nie wiedziałam, że Lily Lolo mają tusz do rzęs ;)
OdpowiedzUsuńszczoteczkę ma fajną, takie właśnie lubię
a i 1 warstwa mi zwykle wystarcza ;)
Mnie zwykle też. :-)
Usuńrobisz piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńFajnie, że się sprawdza;)
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie mam żadnych preferencji co do tuszu, ale z chęcią bym wypróbowała:)
Super się ten tusz zapowiada... na szczęście ja nie mam problemów ze składem tuszu, ale wypróbować warto zawsze :)
OdpowiedzUsuńTo masz szczęście! ;-)
Usuńto raczej nie dla mnie, ja mam krótkie rzęsy i potrzebuję wydłużenia i co najmniej 2 warstw;)
OdpowiedzUsuńJa chyba właśnie znalazłam idealny tusz, a z naturalnych to nie wiem. Jeszcze nie miałam nic z tej firmy, muszę zobaczyć ofertę.
OdpowiedzUsuńJaki idealny tusz znalazłaś?
UsuńMoje oczy przez długi czas bardzo źle reagowały na większość maskar-nawet tych dla wrażliwych oczu... aż pewnego dnia magicznie przestały- nie mam pojęcia dlaczego :)
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńMagia! :-)
poka na oku nooo :>
OdpowiedzUsuńWstydzę się... ;-)
UsuńNie chce pokazywać twarzy na blogu.
Osoba z taką duszą musi mieć piękną twarz!
UsuńSzkoda, że nie ma zdjęć, jak tusz prezentuje się na rzęskach :/
OdpowiedzUsuńUnikam pokazywania twarzy, a poza tym trudno zrobić dobre zdjęcia samej sobie. Dobre zdjęcie własnych rzęs - to wielka sztuka. ;-) A słabego zdjęcia nie ma sensu pokazywać, bo nie będzie wiadomo, jak to naprawdę wygląda.
UsuńLily Lolo widzę, że rozpędza się ze swoim asortymentem na dobre :)
OdpowiedzUsuńTak, poza tuszem są też błyszczyki w wielu kolorach. Teraz też prasowane paletki i baza pod cienie.
UsuńA czemu bez oka???
OdpowiedzUsuńJak napisałam - nie chce pokazywać się na blogu, mam duży opór przed tym.
UsuńPoza tym nie potrafiłabym dobrze sfotografować swoich rzęs, a na złym zdjęciu niewiele byłoby widać.
ten tusz mnie bardzo kusi :)
OdpowiedzUsuńCenię sobie efekt, jaki daje jedna warstwa :) Być może kiedyś się skuszę :)
OdpowiedzUsuńmiałam maskarę alterry i dawała niesatysfakcjinujący mnie efekt, co zniechęciło mnie to testowania naturalnych tuszów...
OdpowiedzUsuńJa też wcześniej miałam naturalny tusz, który mnie nie zachwycił. Był bardzo wodnisty, miałam wrażenie, że w ogóle nie zasycha.
Usuńuwielbiam ich podklady, ciekawa jestem maskary, ale ciezko mi porzucic moja ukochana 2000 calorie. Maskary maja chyba sklady na tych naklejkach, pod pierwsza warstwa, czy sie myle?
OdpowiedzUsuńChetnie zobaczylabym tusz na oku :)
PS. Cudowne zdjecia. Jak zawsze
Dziękuję!
UsuńNie zawsze mają składy - często właśnie ie mają wcale i nie ma ich gdzie znaleźć. Ostatnio próbowałam dojść, z czego składają się tusze 2 firm (niemałych) i nawet w internecie tego nie znalazłam.
nie znam tej maskary i tej marki :)
OdpowiedzUsuńCiekawy produkt. Choć nigdy nie zwracałam uwagi na składniki tuszu do rzęs. Może warto to zmienić ;) Mój ukochany jak na razie tusz to Sexy Pulp z Yves Rocher.
OdpowiedzUsuńJa ogólnie bardzo rzadko maluje oczy.Mam tak samo jak ty bardzo wrażliwą skórę wokół oczu.Są chyba 2 góra 3 tusze do rzęs które nie drażnią mojej skóry .Przez resztę swędzi mnie strasznie skóra wokół oczu. Z maskarą Lily Lolo nie polubiłabym się, ponieważ lubię mieć wydłużone a zarazem pogrubione rzęsy. Dodatkowo używam tylko silikonowych szczoteczek.Tak.Wiem.Jestem strasznie wybredna :-)
OdpowiedzUsuńNigdy nie pomyślałam, żeby patrzeć na skład tuszu do rzęs. :)
OdpowiedzUsuńA powinnyśmy! Włos to włos, czy na głowie, czy "na oku" każdy zasługuje na dobrą pielęgnację.
Muszę pomyśleć nad tym tuszem... :-)
ja bym chciał zobaczyć efekt na rzęsach ...
OdpowiedzUsuńszkoa że zdjęcia nie dałaś z efektem:(
OdpowiedzUsuńteż szukam swojego ideału i coś nie mogę znaleźć
OdpowiedzUsuńTego typu szczoteczki lubię najbardziej, silikonowe wciąż mnie do siebie nie przekonują. W dodatku cenię sobie naturalne podkreślenie rzęs, więc ten tusz mógłby przypaść mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam że ta firma ma też tusze. Chętnie bym go poznała bliżej :)
OdpowiedzUsuńSzczoteczka fajna, zachęca do kupna :)
OdpowiedzUsuń