Ostatnio odkryłam ze zdumieniem, że na blogach o własnoręcznie robionych kosmetykach niemal w ogóle nie ma mowy o tym oleju. Tymczasem jest on jednym z najlepszych jakie znam. Nie wiem, czemu jest tak niedoceniany, ale czas to zmienić!
To jeden z moich ulubionych olejów. Używam go niemal codziennie od kiedy go odkryłam, czyli od około czterech lat. Nie robiłabym tego, gdyby nie służył mi dobrze, więc postanowiłam go Wam polecić.
Olej jest pozyskiwany z owoców róży piżmowej (rosa moscata). W większości sklepów z biochemią, podających kraj pochodzenia surowców, krajem tym jest Chile.
Niestety nie jest bezbarwny ani bezzapachowy. Na szczęście jego zapach nie jest silny ani nieprzyjemny. Za to kolor jest ciemnożółty, wpadający w pomarańczowy. Co prawda nie barwi tak, jak np. olej z rokitnika, ale używając go na dzień stosuję go po zmieszaniu z bezbarwnym olejem (np. skwalanem albo olejem herbacianym) lub dodaję do kremu.
Olej charakteryzuje niska komedogenność, za to działa przeciwzapalnie i zawiera naturalny kwas retinowy (tretinoinę) oraz karoteny. Dzięki temu można polecić go osobom o cerach skłonnych do "zapychania porów" (aczkolwiek tu występują różnice indywidualne i warto najpierw sprawdzić, jak olej zadziała na skórę).
Przede wszystkim jednak jest to olej zalecany osobom o skórze dojrzałej, na której pojawiają się zmarszczki, przebarwienia itp. "atrakcje". Ma on działanie regenerujące i przeciwstarzeniowe. Głównie dzięki kwasowi retinowemu.
Olej wspomaga redukcję przebarwień (także zmian potrądzikowych), rozjaśnia przebarwienia słoneczne, a nawet blizny i rozstępy. Zwiększa też produkcję kolagenu w skórze.
Zawiera także nienasycone kwasy tłuszczowe: alfa-linolenowy i linolowy, które wzmacniają płaszcz lipidowy skóry i utrzymują odpowiednie jej nawilżenie. Działają też przeciwalergicznie i przeciwzapalnie.
Używam tego oleju solo albo po dodaniu witaminy E - jako krem pod oczy, czasem robię serum ze skwalanem i dodaję jeszcze kwasu hialuronowego (tuż przed aplikacją na skórę). Poza tym, jak wspomniałam, dodaję go do kremów.
Stosowałam go także do włosów - przed myciem i na końcówki. Nadawał połysk i zastosowany z umiarem nie powodował "efektu tłustych strąków".
Warto pamiętać, że ten olej przechowujemy w lodówce.
Można przedłużyć jego trwałość, dodając witaminę E.
Zainteresowałam Was? A może już go znacie?
Miałam i uwielbiałam :-) Świetnie sprawdzał się w pięlęgnacji podrażnionej skóry twarzy. Włosy tez go bardzo polubiły :))
OdpowiedzUsuńMoje włosy tak samo (ale one niemal wszystko lubią, są żarłoczne i niewybredne ;-P).
Usuńw tym momencie moim sprzymierzeńcem jest olejek rycynowy na rzęsy, nie prędko go zużyję zapewne, więc i po inny nie sięgnę zbyt szybko ;( a zaczynam się coraz bardziej interesować olejami, bo są nie drogie, a ciekawe mają zastosowania :D
OdpowiedzUsuńJa mam wiele olejów równocześnie. ;-) Do różnych zastosowań. :-)
Usuńja nie mogę mieć wiele, bo wtedy wszystkie wyrzucam w kąt ;(
Usuńo oleju rożanym słysząłam i stosowalam, ale tego faktycznie nie widziałam nigdzie - cóz człowiek co chwila wpada na nowości a tą chetnie wypróbuje :)
OdpowiedzUsuńTen jest raczej " z dzikiej róży" niż różany - rżanym zwykle nazywa się olejek eteryczny z kwiatów róży, który też jest fajny, ale do innych zastosowań.
Usuńhmn... na moim jest napisane "olejek różany" bez dopisków o dzikości jego :)
UsuńWięc może to być różany olejek eteryczny. Pachnie różą? :-)
Usuńbrzmi bardzo ciekawie, nie miałam olejku różanego a hydrolat kocham
OdpowiedzUsuńMasz rację- cicho o nim jest w blogosferze i teraz pierwsyz raz o takim oleju słyszę! Do twarzy go chyba nie kupię, bo olejowanie twarzy się u mnie nie sprawdza, ale do włosów- kto wie, pewnie przetestuję kiedyś!
OdpowiedzUsuńWłasnie nie wiem, czemu jest taki niedoceniany, bo jest po prostu świetny!
UsuńJak zwykle bardzo mnie zainteresowałaś. Najchętniej zastosowałabym wszystkie prezentowane przez Ciebie kosmetyki :)
OdpowiedzUsuńolejek różany jest fajny ;) dużo zastosowań ma :) dobrze, że o nim piszesz ;)
OdpowiedzUsuńU mnie w lodówce leży już z 1,5 roku olej z róży rdzawej i nie mam na niego pomysłu... Sam na twarz się nie sprawdza, może dodam do jakiegoś kremu przy najbliższej okazji.
OdpowiedzUsuńTo właśnie ten olej!
UsuńDo włosów też może być dobry albo jako oliwka do ciała, czy do rąk...
Nie miałam, ale przydałby mi się. Róża dobrze działa na naczynka, a ja mam płytko unaczynioną skórę.
OdpowiedzUsuńJa właśnie też! Naprawdę jest świetny! Gdy zaczęłam go używać 2 pająki, które długo miałam jakby się zmniejszyły. Możliwe że dzięki niemu właśnie.
UsuńNie znam, ale skoro raczej nie zapycha to mogłabym spróbować poznać:)
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że jest dla mnie idealny!!
OdpowiedzUsuńWitaj. U Ciebie też jest ciekawie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedzenie mojego bloga :)
nie znam ale mnie zainteresował, szczególnie działanie odmładzające, rozjaśniające i na rozstępy! będę pamiętać o nim przy następnych naturalnych zamówieniach:)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam do czynienia z olejem z róży piżmowej, ale chętnie się za nim rozejrzę, ponieważ kremy, które zawierają ten składnik, służą mojej kapryśnej cerze. Poza tym powinnam popracować nad rozjaśnieniem przebarwień...
OdpowiedzUsuńWiele o nim słyszałam, same dobre rzeczy, ale jak dotąd nie miałam okazji wypróbować go na własnej skórze.
OdpowiedzUsuńMasz rację coś cicho na blogosferze o tym oleju, sama nawet pominęłam zupełnie temat oleju pisząc posta o dzikiej róży.
U mnie sprawdza się świetnie. :-)
UsuńU mnie sprawdza się olej arganowy i kokosowy.
OdpowiedzUsuńZnam i lubię :)
OdpowiedzUsuńJest mistrzem świata w łagodzeniu i kojeniu skóry :)
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że pozwoliłam sobie Cię otagować? Zapraszam tutaj: http://lareinederetro.blogspot.com/2013/06/liebster-tag.html :)
OdpowiedzUsuńO! Dziękuję!
UsuńJuż kilka razy brałam udział w tym tagu, ale mogę jeszcze raz - ale pewnie z poślizgiem, jak zwykle. ;-)
Nie znam kompletnie, ale jestem zainteresowana :) Przygarniam każdy produkt, który nie zapycha :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam jeszcze o takim wynalazku, ale czuję się skuszona przez Ciebie Uno:))
OdpowiedzUsuńoj, trochę się boję wszystkiego, co wymaga rozsądnego stosowania w odpowiednich proporcjach ;D
OdpowiedzUsuńA ja właśnie od niedzieli stosuję własnoręcznie zrobiony "napar" z dzikiej róży, ma delikatny zapach i świetnie odświeża, wkrótce więcej o nim u mnie:) O tym oleju nie słyszałam, zatem dziękuję za informację
OdpowiedzUsuńChętnie poczytam!!!
Usuńmnie zainteresowalas -choc mi ostatnio bardzo przypasowal olej kokosowy:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie fajna sprawa, dzięki za radę:)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej zainteresowałaś :) Sprawdzę czy jest dostępny w moim sklepie zielarskim :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! http://jaskolcze-ziele.blogspot.com
Nie miałam tego olejku, ale jestem go bardzo ciekawa, ponieważ lubię róże ;) Do tego ma dużo zastosowań ;D
OdpowiedzUsuńmoja wishlista już pęka w szwach, a Ty kusisz, kusisz...
OdpowiedzUsuńWszystkich chętnych do przetestowania cennego olejku z DZIKIEJ RÓŻY zapraszamy do Nas na Bloga, mamy trzy sztuki do rozdania ^_^ http://opowiesci-naturalnej-tresci.blogspot.com/2013/08/na-koniec-lataolejek-z-dzikiej-rozy.html
OdpowiedzUsuń