Lubię kosmetyki naturalne i głównie o nich piszę na tym blogu. Odkąd go mam chętnie odkrywam nowe marki, o których najczęściej dowiaduję się właśnie dzięki innym „naturalnym” blogom.
Zachęcająco brzmiał też opis firmy:
„Do skomponowania kosmetyków COSLYS stara się w szczególności wykorzystywać naturalne, rodzime składniki, pochodzące z francuskich ogrodów i tradycyjnych gospodarstw, wszystko po to aby w jak największym stopniu zapewnić równowagę w środowisku.
Coslys gwarantuje, że kosmetyki nie zawierają S.L.S. (Sodium Laureth Sulfate) oraz parabenów i fenoksyetanoli. Wszystkie produkty są certyfikowane przez Ecocert. W celu zachowania w jak największym stopniu naturalnych właściwości używanych składników laboratoria COSLYS starają się wykorzystywać proste i nieagresywne metody przetwarzania.”
Zgodnie z deklaracją firmy kosmetyki nie zawierają sztucznych barwników i zapachów, parabenów, P.E.G., składników G.M.O., S.L.S. oraz A.L.S. Firma nie prowadzi testów na zwierzętach.
Pierwszym produktem Coslys, po który sięgnęłam jest żel myjący z serii, o której wspomniała kiedyś Limonka pisząc o żelu o zapachu lukrecji. Zaintrygował mnie ten pomysł na zapach i zaciekawiła mnie cała seria, zainspirowana francuskimi przysmakami.
Firma Coslys stworzyła kolekcję 4 organicznych żeli pod prysznic, których zapachy przypominają słodkich specjały z Francji. Są to: „Caramel”, czyli Karmel z Isigny-sur-Mer, „Berlingots”, czyli Cukierki z Nantes, „Réglisse”, czyli Lukrecja z Uzés i „Violette”, czyli Fiołki z Tuluzy.
Francuzi, jak wiadomo, robią przepyszne słodycze, a w dodatku mają ich mnogość. Jest wśród nich wiele niezwykle oryginalnych, mało znanych poza Francją czy jej określonymi regionami. Dlatego te zapachy zainteresowały mnie bardziej niż gdyby chodziło o coś powszechnie znanego i popularnego.
Byłam ciekawa „fiołków”, lukrecja intrygowała mnie niezwykle, ale zaczęło się stosunkowo „bezpiecznie”: od karmelków.
Karmel to zapach względnie znany – względnie, bo wiele jest rodzajów karmelu rożnie pachnącego. Pamiętam, jakim zaskoczeniem był dla mnie zapach Salted Carmel Yankee Candle. Słony, mocny, niemal ostry karmel, nieco przyciężki.
Karmelki z Isigny-sur-Mer to zupełnie inna bajka. Te, których zapach trafił do żelu są słodkie, ale nie ulepkowate. Są delikatne, jakby maślane. Sądzę, że smakowałyby mi. ;-)
Isigny-sur-Mer to mała miejscowość w Normandii. Karmelki są specjalnością miasteczka i sprzedawane są w uroczych pudełkach. Nigdy ich nie próbowałam, ale jeśli pachną tak przyjemnie, jak ten żel, mogą być pyszne.
Zapach jest delikatny, ale przyjemnie wypełnia łazienkę. Nie utrzymuje się długo na skórze.
Żel mocno się pieni, przez co początkowo obawiałam się przesuszenia skóry. Jednak nic takiego nie nastąpiło, choć mam suchą skórę.
Jak już wspominałam, z powodu suchej skóry długo unikałam żeli pod prysznic i wolałam delikatne, naturalne mydła. Żele myjące często zawierają dużo detergentów – najczęściej siarczanów, które „pienią się”, ale pozostawiają suchą, ściągniętą skórę.
Jednak kiedy zaczęłam sięgać po naturalne żele, okazało się, że wcale nie musi tak być. Zwykle zawierają one łagodniejsze detergenty i często są wzbogacane substancje nawilżające skórę.
Jestem z niego zadowolona i nabrałam ochoty na inne przysmaki z uroczych francuskich miasteczek. Kolekcja nadal jest dostępna, można ją znaleźć np. w sklepie Matique.pl.
Naturalne blogerki chwalą też inne kosmetyki Coslys, co dodatkowo zachęca do bliższej znajomości z tą marką.
Skład:
aqua (water), spiraea ulmaria flower extract* (eau florale de reine des près bio), sodium coco-sulfate (tensioactif anionique issu du coco), cocamidopropyl betaine (tensioactif amphotère issu du coco), decyl glucoside (tensioactif non ionique issu du coco et du glucose), glycerin (glycérine d'origine végétale), sodium chloride (sel), coco-glucoside (Tensioactif non ionique issu du coco, palmiste, huile de tournesol et glucose), glyceryl oleate (tensioactif non ionique issu du coprah, huile de tournesol, glucose et glycérine végétale), parfum (parfum d'origine naturelle), coconut alcohol (alcool issu de la noix de coco), sodium sulfate (tensioactif anionique issu de la noix de coco), benzyl alcohol, dehydroacetic acid (système de conservation).
O rany, sama chętnie bym wypróbowała taki żel, bo uwielbiam karmel pod każdą postacią :) a skład ma naprawdę przyzwoity, fajnie, że nie zawiera SLS, tylko łagodniejsze środki myjące :)
OdpowiedzUsuńbardzo intrygujący żel :D
OdpowiedzUsuńJa od dłuższego czasu staram się używać kosmetyków z naturalnym składem. Cały czas poszukuję perełek, które zostaną już ze mną na stałe. Dzięki takim wpisom szybciej skompletuję swój zestaw:)
OdpowiedzUsuńJa od kilku lat takie wybieram. :-)
UsuńWygląda bardzo interesująco! Z przyjemnością zapoznam się bliżej z asortymentem firmy Coslys.
OdpowiedzUsuńTeż mam na to chęć.
Usuńzapach musi być boski :D chętnie bym wypróbowała, ciekawy jakby się sprawdził u mnie :D
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę. Jestem go bardzo ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam..Wygląda zachęcająco! Zapraszam do obserwacji: mummyenvogue.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę, ale wygląda kusząco :)
OdpowiedzUsuńAle świetny ma skład, kusi niesamowicie!
OdpowiedzUsuńPychota! Aż żałuję że praktycznie nie używam żeli :))))
OdpowiedzUsuńJa właśnie zwykle też ich nie używam, ale ostatnio przekonuję się do tych "naturalnych". Zaczęłam od Luvos, a teraz poznałam jeszcze ten.
UsuńCiekawa odmiana.
Zapach na pewno by mi się podobał ;)
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący żel, ciekawa jestem zapachu ;)
OdpowiedzUsuńJuż sam zapach mnie kusi:)
OdpowiedzUsuńWygląda pięknie i bardzo kusząco. Zawiera jednak sodium coco sulfate, który podobno jest tylko trochę łagodniejszy od SLS. SCS jest trochę lepiej oczyszczony niż SLS ale niewiele się różnią.
OdpowiedzUsuńWiem. :-)
UsuńAle jest to jakaś alternatywa dla osób unikających SLS czy SLeS np. z powodu alergii. No i ten żel nie wysusza skóry, możliwe, że zawiera mniejsze stężenie tych substancji, nawilżacze pewnie też robią swoje.
Zgadzam się z Tobą Uno. Zresztą każda z nas wybiera kosmetyki jakie chce. Mnie też zdarza się czasem świadomie sięgnąć po kosmetyk, który w swoim składzie zawiera coś, czego w naturalnym kosmetyku być nie powinno. Jestem jednak ciekawa tego produktu i chcę go wypróbować więc po niego sięgam.
UsuńDziwię się natomiast organizacjom certyfikującym, że akceptują takie składniki. Z drugiej strony jednak mają one arcytrudne zadanie. Powinny uwzględnić zarówno naturalność produktu jak i wymagania klientów, a więc i sprzedawalność kosmetyku, a nie da się tego całkowicie pogodzić.Przykładowo: klienci oczekują, między innymi, że szampon czy żel pod prysznic będzie się dobrze pienił. Żeby spełnić te wymagania producent musi użyć detergentów i są to detergenty syntetyczne. Taki SLS czy SCS, mimo iż produkuje się z oleju kokosowego są detergentami syntetycznymi. W naturze przecież nie istnieją (chyba, że człowiek je tam zawlecze). Gdybyśmy chcieli, żeby nasza kąpiel była całkowicie naturalna, to powinniśmy myć nasze ciała orzechami piorącymi, mydlnicą czy wręcz glinką ale jakoś się do tego nie palimy:)))
:-)
UsuńPróbowałam kiedyś mycia się żelem z mydlnicy, ale nie byłam zadowolona (ale może to kwestia tego żelu)? Glinka marokańska nieźle się sprawdza. :-)
Właściwie teraz nazwa "kosmetyki naturalne" stała się bardzo "pojemna", bo to już nie tylko naturalne środki jak np. orzechy piorące, tylko właśnie "chemia" tak zwana. Właściwie nawet już napary i wywary to coś, co jest przetworzone przez człowieka, a to wszystko to przecież jeszcze bardziej skomplikowane operacje...
Czasem się zastanawiam, czy kategorii "kosmetyki naturalne" na moim blogu nie zmienić na "kosmetyki"? Bo coraz częściej mam takie wątpliwości... Zaczynałam od pisania o hennie, olejach i glinkach, teraz doszłam do żeli i kremów, które niby są naturalne, bo mają certyfikaty i nie zawierają niektórych substancji (zwykle parabenów, ropopochodnych, itp.).
Z drugiej strony ciągle rezygnuję z pisania o kosmetykach, które to właśnie zawierają i które są testowane na zwierzętach lub robione z nich - dla mnie ma to znaczenie i wiem, że dla wielu osób, które tu zaglądają też, dlatego zaznaczam, które kosmetyki nie są wegańskie i w jakim stopniu (dla mnie np. miód w składzie nie jest problemem, ale dla niektórych - tak).
pierwsze słyszę o tej marce, ale wygląda bardzo kusząco! :)
OdpowiedzUsuńJak jest karmel, to ja już lubię ten żel :) Cierpię na karmelove ;)
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńCiekawa przypadłość! :-)
Ależ musi cudownie pachnieć!:)
OdpowiedzUsuńUno bardzo miło mi :* i cieszę się, że marka przypadła Ci do gustu.
OdpowiedzUsuńŻel musi być cudny, no i ten zapach.
^Twoja zasługa, ze w ogóle po to sięgnęłam. :-)
UsuńMam bzika na punkcie żeli pod prysznic! W ogóle już wcześniej miałam oko na ten sklep :D Własnie przeglądam ;) ...
OdpowiedzUsuńJa z kolei rzadko sięgam po żele. Wolę naturalne mydełka. :-)
Usuńprezentuje się przyjemnie i kusząco:D
OdpowiedzUsuńPiszesz kosmetycznego bloga 2,5 roku, może jakakolwiek ELEMENTARNA rzetelność by się mu przydała? Przez cały tekst piszesz o cukierkach, a jedyna konkretna informacja jaką podajesz jest błędna.
OdpowiedzUsuńNie masz bladego pojęcia o składach to się o nich nie wypowiadaj; a tak się składa, że Twój delikatniusi SCS, który nagle Ci nie szkodzi, bo tutaj ma w nazwie "Coco", jest dokładnie tym samym co okrutny szatan SLS, o którym piszesz. Ponad to jest MOCNIEJSZY od SLeS. To nie jest żadna czarna magia, a ta niekompetencja jest przerażajaca i wprowadza w błąd ludzi, którym te detergenty mogą szkodzić realnie. To jest jakaś plaga!
Twój komentarz jest bardzo agresywny. Chcesz dyktować autorce bloga, o czym może pisać?
UsuńSzkoda, że nie przeczytałaś swojego komentarza przed publikacją, a następnie nie zostawiłaś tylko informacji, że żel zawiera mocny detergent SCS.
Magda od błyskotek
Tak, jest agresywny, spodziewałam się takiego zarzutu. ;) Ale, na litośc boską!, ileż można czytać tych bzdur wprowadzających w błąd ludzi z prawdziwymi problemami alergicznymi; to są elementarne sprawy! Jak można nie reagować? To nie jest śmieszne!
UsuńI niech sobie autorka bloga pisze o karmelkach, to nie jest moja sprawa, ale składy lepiej niech zostawi w spokoju...
1. „Przez cały czas o cukierkach” to tylko część tego wpisu, nie wiem, ile przeczytałaś. Nie wspominałam też nic o szatanach. To nie moja tematyka. ;-)
Usuń2. SLS i SCS to nie to samo. SleS to również nie to samo, co SCS i co SLS.
Nigdzie niczego takiego nie napisałam, więc nie wiem, skąd coś takiego wzięłaś? Może po prostu coś Ci umknęło w którymś zdaniu?
3. Skład jest przecież podany (w całości na samym dole wpisu) i jeśli ktoś ma na coś alergię, to widzi ów składnik. Nikt nie jest wprowadzany w błąd.
4. Nie rozumiem czemu zamiast przeczytać ze zrozumieniem i dyskutować normalnie, tworzysz takie filipiki?
5. To nie jest blog kosmetyczny :-)
Jestem otwarta na uwagi i dyskusje, ale rzeczowo, a nie emocjonalnie.
Nie emocjonalnie? Takie sianie nieprawdziwych informacji, mogących szkodzić, nie zasługuje na żadne emocje?
Usuń1. Hmm.... A może to hiperbola była? Zostawiam zagadkę Tobie.
2. Nie znasz się na tym, po prostu. Nie próbuj twierdzić, że jest inaczej, bo Ci to szkodzi - ośmieszasz się. http://pubchem.ncbi.nlm.nih.gov/compound/3423265?from=summary#section=MeSH-Synonyms
Synonim nr. 332.
3. To napisz, że to sos karmelowy, wszystko jedno co tu nawymyślasz, bo skład jest podany? :)
4. Hasło "czytanie ze zrozuieniem" możesz sobie pisać niczym oczyszczającą mantrę, ale nie zamaskuje to Twojego braku kompetencji.
5. Piszesz o kosmetykach regularnie, może czas się coś o nich dowiedzieć. Podstaw, nic więcej.
Jeśli widzisz błąd, daj znać, ale nie sądziłam, że może to budzić tak silne emocje. :-)
UsuńZwłaszcza, że nadal nie bardzo wiem, co jest Twoim konkretnym zarzutem.
1. Obawiam się, że nie rozwikłam tej zagadki.
2. Nadal nie wiem, o co Ci chodzi i gdzie przeczytałaś, że uważam, że te substancje to samo. Chyba, że źle zrozumiałam ten zarzut?
3-5. Nie wiem, o co Ci chodzi... Szatan, mantry, itp. to nie moje klimaty.
Podobnie jak dyskusje na poziomie emocjonalnym.
To raczej konkretny blog, więc takie emocje są tu tak trochę "obok". ;-)
Też nie wiem, o jaki błąd chodzi.
UsuńNa początku myślałam, że Una pomyliła SCS z SLS, ale widzę, że nie.
W ogóle SLS jest wspomniane tylko w notce od producenta, z tego, co widzę...
nie widziałam wcześniej go, ale jakoś mnie nie kusi :)
OdpowiedzUsuńciekawi mnie zapach :D ale mnie SLS nie przeszkadza i nigdy nie zwracam uwagi na skład żelu ;P
OdpowiedzUsuńTo sprawa indywidualna, niektórzy unikają konkretnych substancji z uwagi na alergie, czy podrażnienia.
UsuńZapach... jestem urzeczona... Trochę też nie rozumiem wywodu jednej pani w komentarzu. Skład kosmetyku jest przecież podany na samym dole posta, a Ty jako autorka bloga nie musisz być chemikiem, znawcą, żeby wykładać nam teraz dokładne działanie każdego ze składników :)
OdpowiedzUsuńZresztą każdy kosmetyk u każdego może zadziałać inaczej :) Do tego ta agresja w komentarzu... przecież można było grzecznie, eh..
Karmel nigdy nie jest zły (kocham ten zapach!), ale lukrecji bym się bała :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy żel i na pewno ma "smaczny" zapach. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :**
Jestem wielką fanką kermelowych zapachów, ale właśnie karmel karmelowi nie równy. Czuję, że ten mogłabym polubić, bo jest nieco maślany :).
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy, tylko ten zapach, czy on nie przytłacza?
OdpowiedzUsuń