Hesh: Heenara – 5 lat później

„Heenara” - roślinna farba / odżywka do włosów była swego czasu popularna wśród zwolenniczek naturalnych kosmetyków.


Pisałam o niej jesienią roku 2012 (tutaj wpis). Wówczas byłam ogólnie zadowolona z „Heenary”, dlatego niedawno znowu ją zakupiłam.

Byłam przekonana, że kupuję ten sam kosmetyk – opakowanie wyglądało dokładnie tak samo. Nie przyszło mi do głowy, by sprawdzić skład. Założyłam, że efekty będą podobne.

Nie porównałam też składu na opakowaniu z tym sprzed ponad 5 lat, zapisanym na blogu. Nie zrobiłam tego nawet po rozrobieniu farby, kiedy powaliła mnie ona paskudnym zapachem (w którym mocno wyczuwalny był neem oraz inne zioła, które wonią fiołków nie przypominają).

Zdziwiło mnie tylko, że nie zapamiętałam, że „Heenara” ma tak nieprzyjemny zapach. Uznałam jednak, że skoro tego nie zapamiętałam, pewnie nie jest on zbyt trwały. Tym bardziej, że przypomniało mi się, że hennowe maniaczki, które swego czasu mi „Heenarę” poleciły, nakładają ją na noc i śpią z nią na włosach. Doszłam do wniosku, że zapach pewnie wkrótce się ulotni. To był kolejny błąd.

Największym błędem jednakże okazało się to, że nie zabrałam się za eksperyment z „Heenarą” w czasie letnich dni, kiedy mieszkanie można wywietrzyć, tylko podczas siarczystych mrozów.

Wieczorem nałożyłam „Heenarę” na włosy, co było błędem gigantycznym.

Z trudem wytrzymałam ok. 45 minut (zapach chciał mnie zamordować). Potem zauważyłam zaczerwienienia na skórze, gdzie substancja się znalazła i szybko ją zmyłam.

Podczas zmywania wypadło mi bardzo dużo włosów. Więcej niż normalnie wypada mi przy farbowaniu. Przestraszyłam się, że jest to efekt alergii na któryś składnik. Choć przecież poprzednio „Heenara” mnie nie uczulała. Teraz na szczęście też skończyło się na zwiększonym wypadaniu włosów.

Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że powinnam była jednak sprawdzić skład...

Tymczasem jednak sprawdziłam uzyskany kolor i przekonałam się, że... w zasadzie nie bardzo uzyskałam jakikolwiek kolor.

Miałam już dość spore odrosty i farbowałam włosy, by się ich pozbyć, ale niestety – nic z tego. Odrosty lekko zabarwiły się na żółto. Nie w taki sposób, w jaki zabarwia je cassia. To taki brudnawy żółty kolor.

Poprzednio „Heenara” barwiła włosy na kolor nieco jaśniejszy niż czysta henna, ale nie tak jasny kolor, jak mój naturalny (tylko bardziej żółty).

Jasne odrosty na ciemnych włosach wyglądają nieciekawie. Przyżółknięte jasne odrosty wyglądają jednak jeszcze gorzej.

Jednak najgorsze było to, że moje włosy - nie bójmy się tego słowa i nazwijmy rzecz po imieniu – śmierdziały koszmarnie.

Umyłam je szamponem.
Dwukrotnie.
Śmierdziały nadal.

Dziś, nazajutrz po farbowaniu, włosy śmierdzą nadal. Paskudny odór unosi się wokół mnie. Jestem tą wonią kompletnie wykończona po upojnej nocy z nią spędzonej.

Muszę jednak przyznać, że „Heenara” nadała włosom połysk i ładnie podkreśliła skręt. Widać to na poniższym zdjęciu:


Jednak taki efekt można uzyskać wieloma innymi środkami, nie ryzykując podrażnienia skóry, wypadania włosów i nie roztaczając paskudnych zapachów.

Skład wypisany na opakowaniu jest zmieniony bardzo nieznacznie. Różnica jest w zapisie nazw tych samych roślin i nie ma informacji, ile % stanowią. Podejrzewam, że tutaj może być różnica – w proporcjach.

Choć jeśli zioła wypisano w kolejności, w jakiej występują, różnice te wydają się niewielkie – 4% zamiast 5% lub odwrotnie. Niemniej jednak efekt i ogólne wrażenie po ostatnim użyciu „Heenary”, a po poprzednich - są zupełnie różne.

Pozostaje więc inna możliwość – zioła stanowiące składniki mogą być gorszej jakości niż były kiedyś. Zioła nie są składnikami chemicznymi i nie są tak powtarzalne. Sama henna, kupowana w różnych firmach, a nawet w tych samych, ale z różnych zbiorów, bywa różna, choć ciągle jest to to samo zioło. Tutaj ziół jest więcej i podejrzewam, że stąd ta różnica.

Poczułam się zobowiązana napisać ten post, bo po poprzednim wpisie, w którym polecałam tę odżywkę, ktoś mógłby się na nią skusić. A po jej zastosowaniu uznać mnie za niewiarygodną blogerkę, która „pewnie chwali wszystko, co dostanie”. A co gorsza mógłby też zrazić się do naturalnego farbowania włosów, którego nadal jestem zwolenniczką i pasjonatką.

Ta przygoda z „Heenarą” jest moim najgorsze doświadczenie z roślinnymi farbami i odżywkami do włosów, więc uznałam za stosowne podzielić się nim. I o ile polecałam poprzednią wersję - napisałam wówczas, że dobroczynnie wpłynęła na moje włosy i jeszcze po nią sięgnę, teraz mam inne zdanie.

Tymczasem w łazience dojrzewa rozrobiona henna. Również marki Hesh, ale wypróbowana i ostatnio często stosowana (wpis o tej hennie jest tutaj).

Pierwszy raz w życiu nakładam farbę dzień po dniu i mam nadzieję, że dobrze chwyci i pokryje te nieszczęsne odrosty.

--

Powyższe słowa napisałam nazajutrz po farbowaniu i po upojnej nocy z bardzo przykrym zapachem na włosach.

Z publikacją wpisu poczekałam jednak z wpisem kilka dni, aż trochę opadną mi emocje. Chciałam też sprawdzić, jakie będą dalsze losy włosów po tej przygodzie.

Następnego dnia po „farbowaniu” „Heenarą” pofarbowałam włosy henną – również marki Hesh (). Henna dobrze pokryła włosy, w tym zażółcone odrosty. Kolor został uratowany. Niestety – nie zapach.

Nadal bez przerwy otacza mnie przykra woń, choć od tamtej pory umyłam włosy trzy razy – za każdym razem dwukrotnie. I kładłam na nie hennę. Nie mam pojęcia, kiedy pozbędę się tego zapachu...

Możliwe, że ktoś będzie zadowolony z „Heenary”, ale lepiej nie liczyć na pofarbowanie włosów. Owszem, można cieszyć się odżywieniem, połyskiem, podkreślonym skrętem, ale koniecznie weźcie poprawkę na zapach. Nieprzyjemny, długo utrzymujący się na włosach, co oznacza, że ciągle jesteśmy nim otoczone. I to nie przez kilka godzin, ale dni.


Hennę marki Hesh nadal mogę polecić. Jest jedną z lepszych, jakie stosowałam w ciągu kilkunastu lat farbowania włosów. Natomiast nie polecam już „Heenary”.



19 komentarzy:

  1. Współczuję, ciekawa jestem ile będzie się trzymać ten zapach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie Ty masz piękne włosy :)Nie słyszałam o Heenarze. Szkoda, że tak śmierdzi. Ja z Hesh miałam maskę Kalpi Tone i była super. Miałam wrażenie, że pogrubia włosy jak henna, tyle, że kolor dawała brązowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!

      Chyba kiedyś miałam Kalpi Tone i dodawałam do Henny, żeby ją przyciemnić. Ale nie napisałam o tym na blogu, więc nie dam głowy, ze to było to. ;-)

      Usuń
  3. oby ten zapach szybko się ulotnił!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ups.. nawet jak czyta się ten post, to czuć, że nieźle Cię wkurzyła ta cała babranina z tym produktem. Ja miałam podobnie z mydłem Aleppo, które kupowałam bardzo często, zanim na dobre wybuchł konflikt w Aleppo. I niczego nie świadoma dopiero w domu przeczytałam, że ten sam produkt, tej samej firmy i w tej samej cenie ma zupełnie inny skład w tym jakieś totalne świństwa zamiast oleju z oliwek i oleju laurowego. Ja od roku farbuję włosy tylko henną i ufam jedynie Swati ( aktualnie Sattva ) i Khadi. Markę Hesh znam z wielu produktów, ale jakoś tak...no sama rozumiesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, o czym piszesz! Koleżanka zaopatrzyła się w mydło z Aleppo z takiej partii po moich rekomendacjach. Potem napisała, że ono ma paskudny zapach, ale ja myślałam, że jej się nie podoba zapach tego, które jej polecałam. W końcu się dogadałyśmy i okazało się, że ona ma też takie "pseudo-z-Aleppo".

      Usuń
  5. Bardzo Ci współczuję. Jeszcze nie spotkałam się z kosmetykiem który śmierdzi i do tego tak długo. Nawet nie pomyślałam, że takowy może istnieć. Ja od lat używam henny Khadi i nie zamierzam tego zmieniać. Obawiam się, że mogą mnie spotkać jakieś nieprzyjemne niespodzianki i wolę pozostać przy tej sprawdzonej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Używałam henny Khadi i też mile ją wspominam.

      Ze śmierdzącymi kosmetykami się spotykałam nie raz, ale "Heenary" używałam wcześniej i nie śmierdziała, choć owszem, miała intensywny zapach indyjskich ziół. Ale nie tak upiorny i tak zabójczo trwały.

      Usuń
  6. Chyba bym zwariowała jakbym tyle czasu czuła jakiś nieprzyjemny zapach :/
    http://marrstyle.blogspot.com/ Zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  7. O nieeee! Nie skuszę się na takie atrakcje, jakoś przeżyję farbę chemiczną, też byle jakiej nie kupuję, już mam dość włosowych przygód ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z farbami chemicznymi już w ogóle boję się ryzykować, skoro nawet zioła tak działają. Dlatego najlepiej trzymać się tych sprawdzonych. ;-)

      Usuń
  8. Zapach potrafi zniechęcić do każdego kosmetyku... Najbardziej jednak zaalarmowałaś mnie tą informacją o wypadaniu włosów. Henny nigdy nie używałam i szczerze mówiąc jak czytam tu i tam jak czasochłonna i problematyczna to zabawa, to tym bardziej wolę pozostać przy typowych farbach drogeryjnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem henna jest dużo szybsza i prostsza do sporządzenia i zastosowania niż te chemiczne farby. No i sama henna dobrze wpływa na włosy. W heenarze jest wiele ziół i... no właśnie... Gdzie kucharek sześć, tam...

      Usuń
  9. Ale Twoje włosy wyglądają pięknie! Ja ich już wcale nie maluję już od ... no nie pamiętam 2,5 lub 3,5 lat... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurcze, masakra z tym zapachem :/ dobrze, że nie farbuję włosów :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ja z tej firmy miałam szampon w proszku dawno dawno temu.. ale śmierdział jak nie wiem :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurcze, współczuję przygody :/ Chyba bym zwariowała jakbym się długo nie mogła pozbyć jakiegoś smrodu. Nie farbuję włosów póki co, więc może przez jakiś czas mnie takie przygody ominą. Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo Ci współczuje takiego doświadczenia. Mi kiedyś pęczkami wypały włosy po farbie z Loreala, po ziołowej bym sie tego nie spodziewała...

    OdpowiedzUsuń