Konkurs: Wygraj książkę "Stuletnia Gospoda"!

Książki to hedonizm i eskapizm w czystej postaci, ale piszę o nich na tym blogu sporadycznie. Dziś jednak mam dla Was książkę, którą możecie wygrać w nowym konkursie-zabawie!


„Stuletnia Gospoda” Katarzyny Majgier to tzw. „food-fiction” czyli połączenie książki kulinarnej z beletrystyczną. Rodzinna historia wpleciona pomiędzy kulinarne przepisy, bo życie bohaterów toczy się wokół kuchni i jedzenia.

A to fragment, który podsunął mi pomysł na konkurs.

Kiedy tylko zaczynała o tym myśleć, ogarniała ją chęć ucieczki od problemów w świat książek. Nieistniejący już świat, w którym kobiety nie mogły tak po prostu rozwieść się z mężami, z którymi im się nie układało, ale za to wszystko wokół nich wydawało się takie piękne…

I jeszcze to wykwintne jedzenie, którego opisy były takie upajające. Choć nie zawsze… Bogutowa w „Granicy” przyrządzała chropowate pieczenie i wypukłe ptaki, a w „Mistrzu i Małgorzacie” wszyscy żywili się niemal wyłącznie mięsem, od jesiotra trzeciej świeżości po fileciki z drozdów. Jagoda nigdy nie była szczególnie mięsożerna.

Kiedy jednak w „Annie Kareninie” Lewin „jadł ostrygi, chociaż bardziej smakowałaby mu bułka z serem”, odłożyła książki i poszła do kuchni, zrobić sobie bułkę z serem.

„Wypukłe ptaki” - to brzmi intrygująco, prawda? Sama często pod wpływem lektury nabieram chęci na przyrządzenie sobie jakiejś potrawy albo spróbowania jej, jeśli jest to coś egzotycznego. Znacie to? :-)

Zdarzyło Wam się szczególnie zapamiętać jakąś potrawę z książki?

Może wydała Wam się dziwna, ciekawa, bardzo egzotyczna albo właśnie apetyczna? Tak bardzo, że chcieliście pójść ją sobie przyrządzić? 

Czy zapragnęliście spróbować, jak smakuje coś, co jedli bohaterowie?

Napiszcie o takich ciekawych, książkowych potrawach!

Co to było? Gdzie przeczytaliście o takiej potrawie? Może powtarzała się w wielu książkach? Dlaczego Was zainteresowała!

Autorki najciekawszych odpowiedzi otrzymają egzemplarze „Stuletniej Gospody” Katarzyny Majgier, ufundowane przez Wydawnictwo Nasza Księgarnia.


Szczegółowy regulamin

1. Organizatorem konkursu jest blog Hedonizm & Eskapizm.

2. Nagrodami są egzemplarze książki „Stuletnia Gospody” Katarzyny Majgier, ufundowane przez Wydawnictwo Nasza Księgarnia.

3. Zadaniem konkursowym jest opisanie w komentarzu do tego wpisu szczególnie zapamiętanej potrawy z książki. Najciekawsze komentarze zostaną wybrane przez właścicielkę bloga Hedonizm & Eskapizm.

4. W wypadku większej liczby bardzo ciekawych odpowiedzi rozstrzygną punkty dodatkowe, które można zdobyć:

- udostępniając ten post w social mediach (Facebook, Twitter) – 1 pkt

- zamieszczając banner na basku bocznym bloga – 3 punkty

(Jeśli zamieszczacie banner na blogu lub udostępniacie wpis, proszę, napiszcie o tym w komentarzu. Nie musi to być "komentarz konkursowy", może być dodatkowy komentarz. :-))

Poniżej bannery 300 X 300 pikseli oraz 150 X 150 pikseli:



5. Konkurs trwa od dnia 30 lipca do 15 sierpnia 2014 roku, do północy. Najciekawsze odpowiedzi zostaną wybrane i ogłoszone w ciągu tygodnia od jego zakończenia.

6. Do laureatki / laureata konkursu informacja o wygranej zostanie wysłana pocztą elektroniczną. 

7. Biorąc udział w konkursie uczestnik akceptuje regulamin bez zastrzeżeń i zgadza się na wykorzystanie swoich danych do przesłania nagrody i udostępnienia ich w tym celu sponsorowi konkursu.

Przy okazji zachęcam do śledzenia bloga „Hedonizm i Eskapizm” w social mediach:

BlogLovin Subskrybuj Follow on Facebook Follow on Twitter Follow on Pinterest



14 komentarzy:

  1. Spróbuję szczęścia, choć szczerze mówiąc, nie wiem, czy moja propozycja będzie się kwalifikować, bo do głowy przychodzi mi nie tyle potrawa, co gotowe łakocie, o ile można takimi nazwać cukierki ślazowe, które zajadały dzieci z Bullerbyn :DDD Minęło już tyle lat, odkąd czytałam tę książkę (w kółko, co najmniej kilka razy), a ja nadal pamiętam, jak zastanawiałam się, czym, u licha, są te ślazowe cukierki! Wyobrażałam sobie, że muszą być przepyszne i do głowy mi nie przychodziło, że to po prostu ziołowe pastylki :DDD Z tej samej książki pamiętam też "kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej" :DDD

    OdpowiedzUsuń
  2. O rety, muszę pomyśleć. Coś było, gdzieś, ale co, gdzie i kiedy? I czy smaczne? Hmm... (rozgrzewam szare komórki)

    OdpowiedzUsuń
  3. Inspirujące pytanie konkursowe. Wezmę udział, będę myśleć nad odpowiedzią. Zainteresowała mnie ta książka, nagroda kusi;)

    OdpowiedzUsuń
  4. a mi od razu na myśl przychodzą magdalenki (małe francuskie ciasteczka w kształcie muszelek) maczane przez bohatera "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta w lipowej herbacie (to musiał być smak z serii "smak beztroskiego dzieciństwa"- kojarzy się pięknie). Być może ta przełamana lipą słodycz ciastka pozwoliła odnaleźć ten ulotny czas i wspomnienia z nim związane...raczej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach i nie napisałam, że informację o konkursie opublikowałam na pasku bocznym swojego bloga - www.szydelkowe-chwile.pl

      Usuń
  5. Z mojej ukochanej powieści Colette - Cheri przypomniałam sobie Cafe au lait de concierge czyli "słodką białą kawę z tłustym mlekiem, którą dwa razy podgrzewa się na wolnym ogniu, wkruszywszy do niej uprzednio grzanki z masłem, żeby całkowicie rozmiękły i pokryły kawę smakowitą skorupką". Zapamiętałam głównie dlatego, że mimo całej ogromnej miłości i sentymentu jaki żywię dla tej powieści - uważam przepis za potworną wprost profanację kawy!
    Pozdrawiam ciepło
    Paulina Łuczak polina4@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzień dobry,

    długo wahałam się czy wziąć udział bo wybór jest olbrzymi i ciekawe odpowiedzi..Przyznaję, że uwielbiam czytać książki gdzie autor pisze o jedzeniu, wspomina przeszłość, ostatnio przeczytałam książkę Ani Włodarczyk "Zapach truskawek" i zauroczyły mnie styl i sposób opisywania Autorki. To pozycja dla tych, którzy nie wiedzą, ze chleb z cukrem i wodą też może mieć smak nieba..Jednak pierwszym "książkowym daniem" był zapiekany kalafior po indyjsku z książki Madhur Jaffrey pod tytułem "Wśród manganowych drzew". Słyszałam już wcześniej o Autorce i jej pozycjach dotyczących kuchni indyjskiej ale nic ponadto. A sama książka to cudownie snuta opowieść o dzieciństwie i dorastaniu w powojennych Indiach. Dotąd pamiętam fragmenty gdzie p. Jaffrey opisywała poranne mycie twarzy mlekiem co miało sprawiać, że cera była jasna i świetlista.
    Opowieść toczy się niespiesznie okraszana również informacjami o przyrządzanych rodzinnych posiłkach..Mnie te opisy przeniosły do Indii i naprawdę uważam, ze były to wspaniałe chwile z książką, a sam kalafior podsmażony z cebulą, pomidorami, garam masala i zapieczony z serową skorupką..mniam. Kilkanaście minut i pyszna radość z jedzenia. Zapisałam przepis i przyrządzam go powraca nostalgia za Indiami.

    Pozdrawiam
    Ewa B.

    PS. Niestety nie posiadam bloga ani konta na FB.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi, że nie posiadasz bloga ani konta, ale podaj choć e-mail, żeby było jak skontaktować się z Tobą. :-)

      Usuń
  7. nie wiem czy nie za późno trafiłam, ale tak mnie zafascynowała książka {przeczytałam sobie opis} że stwierdziłam, że spróbuję szczęścia :)
    Zadanie jednocześnie banalne ale także niesamowicie trudne! tyle tych książek się przeczytało, tyle opisów jedzenia, potraw, smakowania zostało w nich przytoczonych, że aż nie wiem co podać, ale jednak skieruję się ku włoskim korzeniom i serii "Tysiąc dni w..." Marleny de Blasi, czytając te książki ślinka mi ciekła niemal cały czas! ;) w Tysiąc dni w Toskanii urzekł mnie opis wypieku chleba i tłumaczenie jego słowa, włoski przyjaciel bohaterów pyta ich czy znają pochodzenie słowa "compagna"czyli towarzyszka życia i pierwszy człon to Z a drugi CHLEB i wychodzi, że towarzyszka życia to ktoś z kim dzielimy się chlebem :) spodobało mi się to i pamiętam, że bardzo się ucieszyłam, że ja także mam się z kim dzielić chlebem i jak ten niepozorny bochenek chleba jest ważny w naszym życiu :)
    ot i tyle :)
    a teraz lecę umieścić info na swoim blogu, może się jeszcze ktoś zdąży przyłączyć do zabawy :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że jeszcze można!

      Konkurs trwa do jutra, do północy!

      Usuń
  8. Wydaje mi się, że więcej jest ciekawych potraw i opisów wspólnego biesiadowania w powieściach obyczajowych i romansach niż w lubianych przeze mnie kryminałach, ale w końcu przypomniałam sobie o starym, dobrym przyjacielu Herkulesie Poirot i książkach Agathy Christie:) Autorka ta karmiła swoich bohaterów bardzo przyzwoicie, np. wędzonym łososiem, ostrą zupą indyjską, puddingiem z cynaderek itp. Mi jednak najbardziej zapadł w pamięć dość pospolity placek owocowy, np. jabłkowo-jeżynowy, dlaczego? Otóż kiedy czytam o jakimkolwiek cieście zawsze mam miłe odczucia... Świeże, domowe ciasto kojarzy mi się z rodziną, z domem, z przyjaźnią, z miłością, z rozmową, z osobami mi najbliższymi. Ciepło i aromat ciasta dopiero co wyjętego z piekarnika jest takim zwiastunem tego, jaka atmosfera będzie panować podczas jego wspólnego spożywania:)

    Domowym wypiekom zawsze towarzyszy pozytywny nastrój. Pieczemy ciasto, kiedy spodziewamy się gości, kiedy szykujemy się na święta, kiedy jest ku temu jakaś miła okazja:) Poza tym sama lubię piec, a już zwłaszcza ciasta owocowe, bo mam też owoce ze swojego sadu, więc mogę podwójnie zabłysnąć :DDD

    OdpowiedzUsuń
  9. Ps. Wyżej wspomniane dania pojawiają się np. w opowiadaniu "24 kosy" lub zbiorze "Tajemnica gwiazdkowego puddingu".

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierwsza potrawa, która przypomina mi się na hasło „jedzenie w książkach”, to okonie duszone na sposób Melkera.
    Po dokładny przepis odsyłam do jednej z moich ulubionych od dzieciństwa książek - „My na wyspie Saltkrakan” Astrid Lindgren, w tłumaczeniu Marii Olszańskiej:
    „Pięć ładnych ryb… masło… obficie masłooo – śpiewał strugając kawałki masła w takt słów. – Pietruszka… koperek… grubooo koo-oo-per-ku… odrobina mleka do tego… i wody troszeczkę… zwykłej wody… tylko wody… i soli do woli… do woli… do woliii… do woliii…”
    Składniki niezbyt wyszukane, prawda? Aż czuję ten świeżo krojony koperek… A jaki apetyczny aromat musiała mieć gotowa potrawa: „Malin stanęła przy kuchni i uniosła pokrywę rondla. Wciągnęła bajeczny zapach. Boże, jak to wspaniale pachniało i jaka była głodna”.
    Tak, ja też robię się głodna, gdy czytam te słowa.
    A jeszcze bardziej leci mi ślinka, gdy czytam dalej: „Na koniec obdzieliwszy samego siebie, uśmiechnął się i pożądliwie spojrzał na białą rybę pływającą wśród pietruszki koperku w maślanym sosie. Uśmiechnął się niosąc do ust pierwszy kęs…”
    Później uśmiecha się tylko czytelnik – łatwo się domyśleć, z jakiego powodu;)
    W każdym razie powiedzonko „i soli do woli” zamieszkało w moim czynnym słowniku.

    Natomiast drugie danie, którego opis z a w s z e wzmagał pracę moich ślinianek, to jajecznica autorstwa Anieli w „Brulionie Bebe B.” Małgorzaty Musierowicz.
    Cebulka, kiełbasa, boczek, dużo jajek, a na koniec – szczypiorek. Podobną jajecznicę robiła mi kiedyś mama… Nie dziwota, że wizja takiego jadła postawiła Bernarda na nogi.
    Teraz wydłubałabym wszystkie kawałki mięsa, ale szczypiorek do jajecznicy uwielbiam nadal.
    Zrobiłam się głodna…

    (W grudniu bardzo poproszę o konkurs na literackie danie świąteczne – makowczyk Borejków...)

    OdpowiedzUsuń