Dziś pokaże Wam mój bardzo mały, ale całoroczny ogródek, czyli domowej roboty kiełkownicę. Rosną mi w niej pyszne kiełki z własnego zagonka. ;-)
Na zdjęciach (oprócz pierwszego widać kiełki soczewicy, które fotografowałam przez trzy kolejne dni po tym, jak wypuściły pędy. Lubię kiełki soczewicy, bo przypominają smakiem świeży zielony groszek. Na pierwszym zdjęciu są chyba kiełki rzodkiewki – „chyba”, bo robiłam to zdjęcie już jakiś czas temu, a dawno nie „kielkowałam” rzodkiewki.
"Kiełkowaniem" zainteresowałam się kilka lat temu. Myślałam o zakupie kiełkownicy, ale po poczytaniu o różnych modelach tych urządzeń okazało się, że w tych najpopularniejszych kiełki często pleśnieją i lepiej sprawdzają się inne, mniej popularne, choć tańsze.
Kiedy podesłałam link do nich koleżance, napisała, że jej zdaniem wyglądają trochę jak tacka na sztućce. To podsunęło mi pewien pomysł: poszłam do sklepu i poszukałam takich tacek: były!
Znalazłam białą (żeby było widać, czy jest czysta). Niestety białe były tylko z takimi nieregularnymi czarnymi kropeczkami, które na zdjęciach mogą wyglądać jak pleśń. Na żywo jednak łatwo je odróżnić od pleśni.
Dobrałam do niej nieco większą tackę bez dziurek. Obydwie pasują do siebie tak, że ta z dziurkami i przegródkami mieści się w większej, ale nie dotyka jej dna. Tym sposobem nadmiar wody nie zalega na dnie i kiełki nie pływają w wodzie. Za całość zapłaciłam około 10 zł (nie pamiętam dokładnie cen, ale wyszło bardzo "budżetowo").
"Domowa" kiełkownica sprawdza się świetnie. Dzięki przegródkom mogę sadzić w niej kilka rodzajów albo kilka partii kiełków równocześnie.
Sypię je do przegródek, kilka razy dziennie przelewam wodą, której nadmiar spływa do tacki pod spodem. Dzięki temu kiełki mają wodę, ale nie pławią się w niej. Pleśń zdarza się niezmiernie rzadko.
Zimą kiełki rosną niestety wolniej niż latem, a z powodu wyjazdów nie zawsze mogę je hodować, więc bywa, że kupuję gotowe, ale lubię hodować własne.
Kiełki muszą mieć mokro, więc trzeba je podlewać kilka razy dziennie (różnie, wszystko zależy od wilgotności powietrza – czasem woda szybko odparowuje, czasem jest).
W efekcie mamy zdrową żywność z własnej uprawy i pewną satysfakcję. Jakby namiastka własnego pola uprawnego. Można niemalże poczuć się rolnikiem – w skali mikro. ;-)
Nigdy nie grałam w Farmville, ale uprawa roli na parapecie spodobała mi się.
Próbowałyście hodować kiełki? A może uprawiacie inne rośliny? Własne zioła w doniczkach, czy też szczypiorek lub natkę pietruszki na parapecie?
Ja niestety nie ma serca ani ręki do jakichkolwiek roślin. Szkoda ich, bo cokolwiek by to nie było to ukatrupię...
OdpowiedzUsuńTak? A mnie się kojarzyłaś z taką zieloną wróżką, u której wszystko super rośnie. :-)
UsuńRobiłam kiedyś podejście do hodowania kiełków metodą "słoikową", niestety, wybitnie nieudane... A szkoda, bo lubię ten smak. Muszę spróbować jeszcze raz! Szkoda tylko, że nie dałaś jakiegoś zdjęcia całości konstrukcji, bo moja wyobraźnia jakoś tego nie ogarnia :D
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś próbowałam i też nie wyszło.
UsuńSpróbuję sfotografować całość i zamieścić, bo rzeczywiście, skupiłam się na kiełkach. Całość nie jest specjalnie urodziwa, ale się sprawdza.
Jako kilkulatka ciągle coś hodowałam na parapecie, nie ważne, czy jadalne, dopóki puszczało listki :D Podobno miałam niezłą rękę do zielska, rosło nawet to co na logikę nie powinno.
OdpowiedzUsuńPotem opuściła mnie wena i nawet udało mi się zasuszyć kilka kaktusów...
Bardzo potrzebuję wiosny. Kiełki to genialny pomysł. I to właśnie swoje!
Ja też tak robiłam! :D
UsuńNie ważne co, byleby ładnie kiełkowało :D
Też miałam takie tendencje. :-)
UsuńFajnie to wygląda, ale przy mnie pewnie by uschło ;) Bardzo muszę się pilnować, żeby nie zapominać o podlewaniu kwiatków :D
OdpowiedzUsuńlubię smak kiełków, ale niestety nie mam do nich ręki :/
OdpowiedzUsuńJa używam kiełkownicy, a wcześniej używałam zwykłego słoika i nic mi nie pleśniało. Kiełki lubię, więc zajadam regularnie.
OdpowiedzUsuńUdało Ci się to ze słoikiem? Mnie nie wychodziło i właśnie mnie Nihil Novi pocieszyła, że jej też nie.
UsuńUwielbiam kiełki! Są dużo zdrowsze niż nowalijki, napakowane chemią. Świetny pomysł na kiełkownicę :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, co do kiełków i nowalijek.
Usuńkiełki uwielbiam, ale do roślin to ja ręki nie mam
OdpowiedzUsuńja mam to szczęście, że mieszkam na wsi, moja babcia jest rolnikiem i mamy ogromny warzywnik, kury itp :D więc sama niewiele robię, ale zimą często coś tam mam w doniczkach oprócz pozamrażanych zapasów :P
OdpowiedzUsuńAle Ci dobrze!
UsuńJa nie mam ręki do różnego rodzaju roślinek, kiełków, warzyw itp. Potrafię nawet kaktusa ususzyć :D Mój Ukochany jakiś czas temu postanowił w doniczce wyhodować sobie mandarynkę coś tam rośnie ale czy to mandarynka czy jakiś chwast do nie mam pojęcia :D
OdpowiedzUsuńOkaże się, jak zaowocuje. ;-) Tylko nie wiem, czy takie drzewka owocują u nas w domach. Zna osobę, która wyhodowała tak w domu cytrynę, pomarańczę i awokado.
UsuńZastanawiałam sie nad kupnem kielkownicy. Mysle ze jest to bardzo oplacalne
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam hodować rzeżuchę :D
OdpowiedzUsuńJa też. :-)
UsuńMam kiełkownice :) taką trzy poziomy :) sadze tam wszystko :D
OdpowiedzUsuńSuper! Rozważam nadal zakup takiej. :-)
UsuńJa kupiłam nasionka w tamtym roku i nic z nich nie uczyniłam, ale chyba teraz to zmienię :) Ciekawy blog więc dodaję do obserwowanych :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kiełki. Właśnie posadziłam nową gromadkę ;)
OdpowiedzUsuń