Rok temu na Ekocudach trafiłam na stoisko Femi. Kupiłam krem i to był pierwszy taki zakup po długiej przerwie. Bo kiedyś, dawno temu, Femi to były moje pierwsze naturalne kosmetyki. I to chyba wtedy zainteresowałam się kosmetyką naturalną.
Naturalne kosmetyki nie budziły takiego zainteresowania. W reklamach nikt nie chwalił się specjalnie „naturą”. Marketing kosmetyczny skłaniał się raczej ku robieniu wrażenia nauką i nowymi „opatentowanymi” technologiami – pokazywanymi na imponujących animacjach, jak to cząsteczki wnikają i naprawiają... Pamiętacie te reklamy? ;-)
Byłam wtedy świeżo upieczoną studentką, która miała problemy z cerą diagnozowane przez dermatologów jako AZS albo trądzik (choć nie wyglądało to jak typowy trądzik), ewentualnie alergia. Miałam wówczas wiecznie podrażnioną, zaczerwienioną skórę i często pojawiały się na niej wysypki.
Na kosmetyki Femi trafiłam trochę przypadkiem. Miały wtedy proste białe opakowania i kupowało się je w nielicznych aptekach.
To były moje pierwsze naturalne kosmetyki, które poprawiły mi stan skóry. W połączeniu z innymi naturalnymi substancjami (wtedy można je było dostać w Herbapolu) pomogły mi uporać się z alergiami. Teraz wiem, że musiały mnie uczulać substancje w kosmetykach, z których wiele było poleconych przez dermatologów. Po ich odstawieniu – stan mojej skóry bardzo się poprawił i skończyły się wysypki.
To sprawiło, że zaczęłam się interesować się kosmetyką naturalną, która później stała się moim hobby. :-) Wtedy nie było blogów i stron internetowych o takiej tematyce, więc tak naprawdę mogłam rozwinąć te zainteresowania później, gdy to się rozwinęło.
Kosmetyki Femi nie były tanie (teraz też nie są). W czasie studiów płaciłam za ich zestaw większością mojego miesięcznego stypendium naukowego. Tłumaczyłam sobie, że skoro się uczę, to muszę sobie czasem sprawić taką przyjemność w nagrodę. :-)
Potem miałam wieloletnią przerwę, bo kosmetyki Femi znikły ze sklepów, w których je kupowałam. Nie mogłam ich znaleźć, więc myślałam, że firmy już nie ma. Później znalazłam je w internecie i myślałam o zakupie, ale zrobiłam to dopiero na stoisku na targach. Wybrałam krem odżywczy na dzień „Rose”.
Krem zalecany jest do cery mieszanej z tendencją do przesuszania, nadmiernie reagującej na bodźce, naczyńkowej, problematycznej. Moja skóra jest sucha, ale mam problemy z naczyńkami i tendencję do podrażnień i zaczerwienień. O tej porze roku jest to bardzo widoczne, bo moja skóra reaguje na zmiany temperatury – ale mam wrażenie, że jest trochę lepiej niż zwykle.
Składniki aktywne to sok z róży stulistnej, zielonej herbaty, liści rozmarynu; aktywatory: ceramidy identyczne z naturalnymi, aktywna i stabilna japońska lecytyna, kwas hialuronowy, hydroksyprolina, naturalna witamina E (d-alfa, d-gamma, d-delta – tokoferole), organiczna woda różana; organiczne oleje roślinne: jojoba, sezamowy, z masłosza; olejki eteryczne: z róży damasceńskiej, palmarozowy, geraniowy Bourbon.
Według deklaracji producenta ekstrakty roślinne w tym kremie wykazują silne działania antyoksydacyjne i odmładzające, ceramidy i oleje stymulują nawilżanie i odżywianie skóry. Tłoczony sok ze świeżych płatków róży stulistnej jest bogaty w polifenole i antocyjany, wyciszające reaktywność naczynek i wzmacniające kapilary.
Nie są to czcze deklaracje, bo moja skóra dawno nie wyglądała tak dobrze. Używam kremu tylko na dzień, bo nadal jestem zwolenniczką „bezkremowych nocy”. Na noc zwykle nie używam żadnych kosmetyków, choć teraz, w sezonie grzewczym często sięgam po oleje.
Krem nakładam dość grubą warstwą i pozostawiam do wchłonięcia. Skóra niemal od razu robi się nawilżona i odżywiona. Wygląda na zdrową i zadbaną. Nie ma mowy o podrażnieniach czy „zapychaniu porów” – wręcz mam wrażenie, że pory są czystsze, a skóra zdrowsza.
Stosuję go też pod oczy i tam również się sprawdza. Nie mam na myśli cudów, w rodzaju obiecywanego przez różnych producentów „prasowania zmarszczek”, czy rozjaśniania cieni pod oczami – chodzi mi o realne działanie dobrego kremu. Sprawia, że skóra jest nawilżona, zadbana i wygląda zdrowiej.
Myślę, że mimo wysokich cen i coraz szerszej oferty na rynku naturalnych kosmetyków, wrócę do Femi. Po kolejne opakowanie i po więcej kosmetyków. ;-)
Skład:
Rosa damascena flower water, simmondsia chinensis seed oil, butyrospermum parki butter, glycerin, d-panthenol, cethyl alcohol, glyceryl stearate, rosa centifolia flower juice, glyceryl stearate citrate, brassica campestris sterols, soybean glycerides, butyrospermum parkii unsaponifiables, aqua, sesamum indicum seed oil, helianthus annuus seed oil, rosmarinus officinalis leaf extract, hydrogenated lecithin, camellia sinensis leaf extract, dipalmitoyl hydroxyproline, allantoin, glyceryl caprylate, tocopherol (mixed), ceramide np, rosa damascena flower oil, sodium hyaluronate, olive leaf extract, tocopherol, biosaccharide gum-1, lecithin, pelargonium graveolens flower oil, cymbopogon martini oil, sodium levulinate, sodium anisate, ascorbyl palmitate, potassium sorbate, sodium benzoate, glyceryl oleate, parfum, xanthan gum, citric acid, sodium phytate, citronellol*, geraniol*, citral*, linalool*, citral*, limonene*
*składnik naturalnych olejków eterycznych
Chetnie bym go poznala ;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię kremy Femi, tego jeszcze nie miałam :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tych, które miałaś. ;-)
UsuńZaraz do Ciebie zajrzę, poszukać!
I like smelt of roses :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie, przy mojej mieszanej mam wrażenie, że byłby bardzo fajny :). Mam nadzieję, że uda mi się poznać produkty tej marki :)
OdpowiedzUsuńMógłby być.
UsuńKosmetyki Femi nie są łatwo dostępne, ale można je dostać. Na Ekocudach zwykle się wystawiają.
Femi to świetna marka.
OdpowiedzUsuńSkusiłabym się jeszcze na jakiś kosmetyk - może tym razem byłby to właśnie krem.
A miałaś już jakieś?
UsuńJa nawet nie pamiętam nazw tych sprzed lat. Zresztą na pewno zmieniły się receptury.
Niestety nie znam...
OdpowiedzUsuńIt is so wonderful that you found this! Sometimes it is worth splurging on something that works well.
OdpowiedzUsuńthe-creationofbeauty.blogspot.com
True :-)
UsuńI ja od lat poszukuję kosmetyków naturalnych. Od jakiegoś już czasu jest wspaniale pod tym względem, ponieważ jest ich naprawdę dużo, i jest z czego wybierać:)
OdpowiedzUsuńZ firmy o której piszesz jeszcze nic nie miałam, ale chętnie się rozejrzę :)
Pozdrawiam ciepło, Agness:)
To prawda! Ja też od lat tkwię w naturalnych kosmetykach, ale dopiero od niedawna są tak szeroko dostępne. Teraz zainteresowały się nimi nawet te firmy, których wcześniej nikt by o to nie podejrzewał.
UsuńThe scent of roses in soaps and creams is nice :-)
OdpowiedzUsuńNie znam tego kremu, ale efekty mnie przekonują :)
OdpowiedzUsuńMnie też. Na pewno jeszcze do niego wrócę. :-)
Usuńbrzmi jak coś dla mnie i mojej jaśnie naczynkowej :)
OdpowiedzUsuńNa mojej coś robi. Mam wrażenie, że nie mam aż takich problemów z czerwoną skórą przy zmianie temperatury teraz, gdy jest zimno. Zwykle to mój spory problem.
UsuńNie znam tej marki, ale muszę przyznać, że zainteresowałaś mnie tym kremem! Na pewno za jakiś czas wrócę do Twojego postu, bo jestem ciekawa! :)
OdpowiedzUsuńMarka zdecydowanie warta uwagi. Polecam!
Usuń:)
OdpowiedzUsuńW sumie dopiero teraz jest taki boom na kosmetyki naturalne. Wcześniej nikt się tym nie przejmował :)
OdpowiedzUsuńHola, ahora me creaste una necesidad jiji. No conozco la marca pero la voy a buscar por internet.gracias.
OdpowiedzUsuń