Zachwyty nad balsamami Eosa czytałam od niepamiętnych czasów i w końcu postanowiłam i ja posmakować (także dosłownie) tego cudu.
Początkowo nie byłam specjalnie zainteresowana, bo szum wokół „eosków” skojarzył mi się z popularnością „Smackersów” kilka lat temu. Wtedy zresztą też najbardziej zachwalane smaki nie bardzo mnie pociągały, bo były to smaki słodkich napojów gazowanych, których nie lubię. Pamiętam jednak, że zaciekawiona różnorodnością smaków skusiłam się w końcu na jeden, a on mnie uczulił.
Jednak balsamy Eos mają naturalny skład i zawierają substancje, które nie robią mi krzywdy. To mnie przekonało, aby dać mu szansę.
Najpierw oczywiście zapoznałam się ze składem i zajrzałam na stronę producenta. Przy okazji dowiedziałam się skąd nazwa, która kojarzyła mi się z aparatami Canona (no bo z czymże? ;-)), choć mogła też skojarzyć się z grecką boginą zorzy porannej. ;-) Okazuje się jednak, że pochodzi ona od „Evolution of Smooth”...
Podczas zakupów w Ladymakleup.pl skusiłam się na pierwszy balsam i wybrałam smak, który tak mi się podoba, że trwam przy nim, choć inne też mnie ciekawią – Holeysuckle Honeydew.
Bardzo lubię melony, ich smak i zapach. Lubię tez działanie tego balsamu. Dobrze nawilża i lekko natłuszcza usta, nie pozostawiając lepkiej, czy tłustej warstwy. Jest przyjemny, lekki, a zapach i smak nie są nachalne czy przesłodzone.
Zgodnie z deklaracją producenta kosmetyki EOS są w 95% organiczne i w 100% naturalne, a balsam nie zawiera parabenów, glutenu, ftalanów oraz wazeliny i innych substancji ropopochodnych. Zawiera natomiast oliwę z oliwek, wosk pszczeli, masło shea, olej kokosowy, słonecznikowy i z jojoby oraz ekstrakty ze stewii, nasion melona oraz wiciokrzewu japońskiego.
Balsam do ust EOS ma w składzie wosk pszczeli, więc nie jest wegański (osobiście nie jestem weganką, bo np. wosk, miód, czy lanolina nie stanowią dla mnie powodu do nieużywania kosmetyków, ale piszę to z myślą o tych, które eliminują także takie substancje).
Skład:
Olea Europaea (Olive) Fruit Oil*, Beeswax/Cera Alba (Cire D'abeille)*, Cocos Nucifera (Coconut) Oil*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Natural Flavor (Aroma), Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Stevia Rebaudiana Leaf/Stem Extract*, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Tocopherol, Cucumis Melo (Honeydew Melon) Seed Extract*, Lonicera Japonica (Honeysuckle) Flower Extract*, Limonene**, Linalool**. *Organic. **Component of Natural Flavor. Certified Organic by Oregon Tilth.
Obecnie na rynku dostępne są inne kosmetyki Eos i jestem ich ciekawa. Miałyście okazje je poznać?
Hej, fajny wpis! Nie testowałam jeszcze takiego balsamu, ale wydaję się być bardzo interesującą opcją!
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nigdy nie miałam tego jajeczka ! Jakoś nie jestem wierna balsamom do ust, ale ten kształt mnie przekonuje :)
OdpowiedzUsuńMiałam, szału nie robi dla mnie. :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie mialam zadnego, ale to pewnie kwestia czasu ;)
OdpowiedzUsuńMam i bardzo lubię miętowy, ale ten chyba też by mi się spodobał:)
OdpowiedzUsuńMam jednego EOS'a i sięgałam po niego kiedyś non stop, teraz niestety zbrzydł mi jego zapach i tylko z konieczności go używam ;)
OdpowiedzUsuńChyba muszę w końcu przetestować to jajeczko :)
OdpowiedzUsuńNigdy jeszcze eosa nie próbowałam, ale przyznam, że kuszą mnie, chyba w końcu się zdecyduje na jakiś zapach :)
OdpowiedzUsuńRaczej nazywa się on "Honeysuckle" - wkradła Ci się literówka w tytule wpisu ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnego z tych balsamików :)
OdpowiedzUsuńJeszcze na żadnego się nie skusiłam, ale wszystko przede mną :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, nie wiedziałam, że Eosy mają taki fajny skład :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze żadnego, jeśli będę miała okazję, wybiorę właśnie ten, bo uwielbiam melony i wszystko o tym zapachu :) :*
OdpowiedzUsuńDla mnie te produkty nie robia nic specjalnego
OdpowiedzUsuńMam miętę i lubię, mimo że nie daje dużego nawilżenia. Melon musi być cudowny :)
OdpowiedzUsuńMam kokosowy (biało-różowy). Wprawdzie nie widzę spektakularnych efektów, ale na co dzień jest przyjemny.
OdpowiedzUsuńOd dawna balsamy Eos mnie kuszą, jednak nie testowałam ich do tej pory.
OdpowiedzUsuńmnie szał na Eosy ominął :-)
OdpowiedzUsuńEoska jeszcze nie miałam ;)
OdpowiedzUsuńDO tej pory je omijałam, bo bałam się klasycznego przerostu formy nad treścią, ale przyznam, że mnie zachęciłaś :)
OdpowiedzUsuńlubię je miałam sorbet truskawkowy i chyba jagodę o ile dobrze pamiętam i obie były bardzo przyjemne :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię balsamy EOS, choć obiektywnie rzecz ujmując ich właściwości pielęgnacyjne nie są mocno powalające i z bardziej przesuszonymi ustami raczej nie dają sobie rady. Pamiętam jak pierwsze jajeczka siostra przywiozła mi z Kanady - dosłownie skakałam z radości :D Wersji z melonem jeszcze nie miałam, ale brzmi bardzo wakacyjnie, więc z przyjemnością się na nią skuszę. Tym bardziej, że mój truskawkowy sorbet dobija już do dna ;)
OdpowiedzUsuńProdukt jest bardzo przyjemny i dosyć wydajny, ale nieporęczny :-) Moim ulubieńcem chyba na zawsze pozostanie Carmex, ponieważ nawilża zdecydowanie lepiej od tego, chociaż skład ma gorszy :-)
OdpowiedzUsuń