Należę do tych osób, które gdy widzą, że kosmetyk ma naturalny skład i jest cruelty-free – zaczynają się nim interesować.
Kiedy okazuje się, że kosmetyk ten może być remedium na zaczerwienienia – zaczynam go chcieć. A tu jeszcze jest mowa o poprawie kondycji skóry narażonej na stres i zanieczyszczenia, i o tym, że kupując je, człowiek pomaga sadzić bioróżnorodny las… I jak się oprzeć pokusie?
Opis różowego serum Ukviat polskiej marki Milk Tonic przemówił do mnie tak, że musiałam je przetestować. Tym bardziej, że przypadły mi do gustu wcześniejsze dzieła tej marki – zapachy, a szczególnie „No 1”. BTW. Świetnie mi się teraz nosi ten zapach. Pasuje do obecnej aury i zapachów, jakie unoszą się w powietrzu, pomijając smog...
Bo smog, jak wiemy, truje nas na potęgę. I szkodzi nie tylko narządom układ oddechowy, ale całemu organizmowi. Wpływa także na skórę. Stąd zainteresowanie kosmetykami przeciwdziałającymi efektom wpływu zanieczyszczenia powietrza na naszą skórę.
Jest ich coraz więcej i… mam nadzieję, że coś robią, bo trudno mi to stwierdzić z całą pewnością. Nie prowadzę szeroko zakrojonych badań, obserwuję tylko siebie, ale przekonałam się, że zanieczyszczone powietrze ma wpływ na skórę. Mieszkam blisko centrum Warszawy – przy jednej z najbardziej ruchliwych ulic w Polsce. I widzę gołym okiem, jak poprawia mi się skóra, kiedy wyjeżdżam w jakieś czyste miejsce.
Serum ma żelową konsystencję w kolorze intensywnie różowym. Jest zamknięte w szklanej buteleczce z kroplomierzem.
Stosowałam to serum pod olej i pod kremy. Częściej pod olej, którego ostatnio często używam go zamiast kremu. W sezonie grzewczym zawsze mam bardzo przesuszoną skórę, a teraz jeszcze mieszkam w budynku, gdzie zimą wentylacja działa tak intensywnie, że pęka nam skóra na dłoniach i piętach i zużywamy litry „natłuszczaczy”.
Poza tym w czasie mrozu potrzebowałam czegoś jak najbardziej tłustego do ochrony skóry na twarzy – naczyńkowej, skłonnej do zaczerwienień, no i właśnie mocno przesuszonej. Sam olej czy mieszanka olejów – to trochę mało i to serum okazało się dobrym „wspomagaczem” takiej pielęgnacji. Czasem zamiast oleju stosowałam tłuste kremy o prostym składzie i wtedy także pod nie używałam tego kosmetyku.
Serum zawiera mnóstwo ekstraktów roślinnych, przy czym niemal połowa z nich to ekstrakty z roślin, z którymi nie spotkałam się dotychczas w kosmetykach. Musiałam googlować te rośliny i nadal nie znam ich polskich nazw! :-) A sprawdzam składy kosmetyków i interesuję się roślinnymi składnikami już od ponad 10 lat…
Tak więc serum pozwala nam dokarmić skórę składnikami, które nie są popularne w kosmetykach i mogą jej się przydać.
Poza nimi serum zawiera kilka znanych mi i lubianych wcześniej składników – np. ekstrakt z chlorelli, hydrolat i olejek z róży damasceńskiej, ekstrakty z alg, z miodli indyskiej i bazylii tulsi.
Producent deklaruje, że 100% składników jest pochodzenia naturalnego.
Serum dobrze i szybko się wchłania. Od razu nawilża skórę, dając efekt lekkiego „glow”. Dobrze współpracuje z kremami i z olejem (używałam głównie skwalanu, oleju migdałowego i z dzikiej róży). Przyjemnie pachnie, a dzięki kroplomierzowi wygodnie się je nakłada.
Pomogło mi przetrwać mrozy i to pośród smogu i szalejącej wentylacji, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna. Zima jednakże się nie skończyła i myślę o wypróbowaniu kolejnego serum. Milk Tonic już ma w ofercie kolejne… :-)
Wystarczyło mi na ok. 2 miesiące używania. Butelka różowego serum Ukviat o pojemności 30 ml kosztuje 79 zł. Obecnie można nabyć je w promocji za 73 zł (tutaj) Jest też dostępny zestaw: różowe serum Ukviat i perfumy No 6 za 126 zł. Więcej o zapachu No 6 znajdziecie w tym wpisie.
Skład:
Aqua, Pentylene Glycol, Glycerin, Propanediol, Tephrosia Purpurea Seed Extract, Hydrolyzed Algin, Maris Aqua, Chlorella Vulgaris Extract, Rosa Damascena Flower Water, Rosa Damascena Flower Oil, Sodium Levulinate, Xanthan Gum, Phenethyl Alcohol, Sodium Anisate, Corallina Officinalis Extract, Melia Azadirachta Leaf Extract, Melia Azadirachta Flower Extract, Coccinia Indica Fruit Extract, Solanum Melongena Fruit Extract, Aloe Barbadensis Flower Extract, Ocimum Sanctum Leaf Extract, Curcuma Longa Root Extract, Lactic Acid, Sodium Phytate, Citronellol.
Plusem jest też to, że Milk Tonic to polska marka, cruelty-free i „zielona”, więc trzymam za nich kciuki. Kosmetyk jest certyfikowany przez PETA.
Znacie to serum?
jakie to ma ładne opakowanie :D Fajne to serum się wydaje
OdpowiedzUsuńOpakowanie jest urocze. I bardzo wygodne w użyciu.
UsuńI lubię szklane butelki.
Serum bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńMnie też!
UsuńAle nazwa mi się podoba - kreatynie :)
OdpowiedzUsuńMnie też. Fajny pomysł! :)
UsuńPierwszy raz czytam o tej marce!
OdpowiedzUsuńBo jest nowa i na razie nie ma wiele w ofercie, ale zapowiada się fajnie!
Usuńto mazidło wygląda niezwykle luksusowo:D mam nań chętkę i to ogromną:)
OdpowiedzUsuńWygląda fajnie. I ładnie pachnie - olejkiem różanym, na szczęście bez przesady (bo choć lubię zapach róży, to niestety można go "przedawkować"
Usuń).
współczuję że tak wysusza Ci sie skóra, to napewno uciażliwe to ciągłe natłuszczanie.
OdpowiedzUsuńNo niestety jest! W dodatku nie da się chyba nic z tym zrobić (z tą wentylacją w bloku).
UsuńCiekawa jestem jakie ma opinie, a na pewno pod lupę wezmę skład.
OdpowiedzUsuńWkleiłam skład we wpisie. :-)
Usuńw 100% utożsamiam się z pierwszym zdaniem Twojego posta :D to serum to dla mnie nowość i bardzo mnie nim zainteresowałaś. uwielbiam kosmetyki tego typu dlatego zapisuję sobie ten produkt na moją chciejlistę :D
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa dopracowana recenzja :) Ja tez jestem zwolenniczka raczej naturalnych kosmetykow. Zapowiada sie niezle :)
OdpowiedzUsuńoo super! nie znam marki, ale ostatnio szaleję na punkci serów ;D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, chociaż za ten różowy kolor :)
OdpowiedzUsuńTe serum już samo w sobie wygląda bardzo ciekawie :D Ale skład po prostu bomba :D Aż mam ochotę sama sprawdzić
OdpowiedzUsuń