Initiale: maski peel-off

- Nie robię żadnych maseczek, bo nie mam czasu z nimi leżeć! - usłyszałam. Przyszło mi do głowy, że właściwie to ja też nie mam na to czasu.


Po głębszym zastanowieniu ustaliłam, że chyba nigdy nie leżałam sobie w domu z maską na twarzy, choć często je robię. Zwykle, kiedy mam na twarzy maskę, piorę pędzle, albo robię coś innego w tym rodzaju. :-) Myślę, że wtedy też maska działa tak, jak powinna, choć oczywiście można się wtedy położyć i się zrelaksować.

Maski na twarz stosuje się jednak głównie po to, by dostarczyć skórze substancji odżywczych. Mam nadzieję, że pomaga to w jakiś sposób zatrzymać uciekającą młodość, a przynajmniej trochę odżywić skórę, żeby wyglądała przyzwoicie pomimo upływu lat.

Dziś będzie tu mowa o maskach typu peel-off marki Initiale. Mają one prosty skład, zachęcające ceny, są proste do wykonania i przyjemne w użyciu.

Kupujemy je w postaci proszku, który przed użyciem rozpuszczamy w wodzie. Ważne, aby zrobić to tuż przed użyciem i od razu nałożyć na twarz, bo maski szybko zasychają. Zaschnąć powinny na twarzy, nie w naczyniu, w którym je przygotowujemy.

Po ok. 15-20 minutach ściągamy maskę, którą po prostu odrywa się od skóry. Przyznam Wam tu, że nigdy nie udało mi się zdjąć maski peel-off tak, jak w filmach – w jednym kawałku. Zwykle po prostu je roluję.

Najbardziej przypadła mi do gustu maska peel-off „Chlorophyll”. Maska chlorofilowa zawiera spirulinę, źródło minerałów, witamin i protein, które ujędrniają, wzmacniają skórę. O spirulinie pisałam tutaj i nadal lubię ten składnik. Chętnie stosuję spirulinę, najczęściej właśnie do masek własnej produkcji.


Skład tej maski jest bardzo krótki, nie zawiera nawet barwników – zielony kolor nadaje jej spirulina. Nie jest to jednak intensywna zieleń spiruliny, raczej kolor zwany „miętowym”. Miętowy jest też zapach, za który odpowiada olejek miętowy i to sprawia, że już przy jej nakładaniu pojawia się uczucie chłodzącego orzeźwienia.

Maski łatwo i szybko rozrabia się z wodą, mają gęstą, trochę ciągnącą się „żelowatą” konsystencję, która sprawia, że dobrze przylegają do twarzy i trzymają się jej (to przydatna informacja, dla tych, co z maskami nie leżą!). Bazą jest tu solum diatomeae, które poza tym, że jest stosowane w maskach typu peel off, nawilża i wygładza skórę. 

Ściągając maskę zauważyłam, że mam zaczerwienioną skórę i przestraszyłam się, ale niepotrzebnie. Zanim jeszcze skończyłam ściągać maskę i zmywać jej resztki, skóra odzyskała zwykły kolor. A po zastosowaniu maski stała się miękka i nawilżona.

Spodobała mi się również maska peel-off „Acerola”, zawierająca wyjątkowo bogaty w witaminę C owoc acerola. Acerola rozjaśnia skórę, zmniejsza przebarwienia i działa przeciwstarzeniowo. Maska odżywia, tonizuje i uelastycznia skórę. Dzięki zawartości witaminy C neutralizuje wolne rodniki.


Bardzo lubię witaminę C. To jedna z moich ulubionych witamin i jeśli poszukacie artykułów o niej w internecie, dowiecie się wielu naprawdę ciekawych rzeczy. Chętnie stosuję kosmetyki, które ją zawierają, bo stosowana na skórę nie tylko działa przeciwrodnikowo, ale też rozjaśnia przebarwienia, blizny, itp.

Maska z acerolą również łatwo się rozrabia, a pierwszym wrażeniem był jej zapach. Zapach, którego nie czułam chyba od dzieciństwa. Tak pachniało mydełko dla dzieci, wiele lat temu, kiedy sama byłam mała. Tak więc maska poza właściwościami pielęgnacyjnymi zapewniła mi nostalgiczny nastrój.

Poza tym jest bladoróżowa i odniosłam wrażenie, że nawilżyła mi skórę odrobinę mniej niż chlorofilowa. Po jej nałożeniu musiałam nasmarować skórę olejem, co w przypadku maski chlorofilowej nie było potrzebne.

Obie maski są dostępne w opakowaniach po 15 g. Cena opakowania wynosi od 8 do 10 zł. Można zakupić ją w sklepach internetowych i podobno także w stacjonarnych drogeriach. Więcej informacji znajdziecie na facebookowym profilu marki Initiale.

Skład:

Chlorophyll:
solum diatomeae, calcium sulfate, algin, tetrasodium pyrophosphate, xanthan gum, spirulina maxima powder, magnesium oxide, mentha piperita oil, menthol

Acerola:
solum diatomeae, calcium sulfate hydrate, algin, tetrasodium pyeophosphate, xanthan gum, oryza sativa powder, sodium ascorbate, maltodextrin, parfum, malpighia punicifolia fruit extract, magnesium oxide, ci 12085 yellow 6 lake, hexyl cinnamal, hydroxyisohyxel 3-cyclohexene carboxaldehyde, linalool, limonene, coumarin, geraniol, amyl cinnamal, citronellol, citral, cinnamal, cinnamylalcohol, eugenol. 

Stosujecie maski na twarz? A jeśli tak – potrzebujecie czasu, żeby się położyć, czy zdarza Wam się, tak, jak mnie, że stosujecie maski podczas innych czynności?


33 komentarze:

  1. Tych nie miałam ale pokochałam maski w plachcie ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o nich nigdy

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwykle podczas maseczki czytam lub przeglądam internet ;) Muszę sobie niedługo zrobić algową!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się bałabym, że książkę ubrudzę. :-)

      Usuń
  4. Bardzo fajne, lubię maski typu peel-off

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja zazwyczaj maskę nakładam przed kąpielą/prysznicem. Też jakoś specjalnie nie leżę (chyba, że akurat zachce mi się tej kąpieli w wannie). O maseczkach peel-off w proszku jeszcze nie słyszałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak robię czasami, aczkolwiek nie robię kąpieli, mam tylko prysznic teraz.

      Usuń
  6. Nie znam tych maseczek. Maseczki robię często, głównie glinkowe z różnymi dodatkami. Nigdy nie leżę z maseczką na twarzy. Najczęściej Wchodzę do wanny i biorę kąpiel, a maseczka w tym czasie robi swoje. Na końcu zmywam maseczkę i gotowe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też najczęściej robię sobie takie z glinek i też często podczas kąpieli albo właśnie prania pędzli, czy innych rzeczy.

      Usuń
  7. Maseczki peel off są super! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. nie znam tych masek, ale zapowiada się ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja najbardziej lubię nakładać maskę wieczorem, podczas oglądania ulubionego serialu.
    Akurat ok. 45min wystarcza masce, żeby wyschła (mam na myśli maski w płachcie) i po obejrzeniu odcinka - mogę ją zdjąć i posmarować twarz kremem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż mnie zdziwiło to 45 minut! :-) Chyba nigdy nie trzymałam maski tak długo. :-) Ale też nie próbowałam tych w płachcie.

      Usuń
  10. kojarze je ale nigdy żadnej nie miałam, może wypróbuje bo lubię maseczki :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pierwszy raz o nich słyszę, lubię różne typy maseczek ale te peel off mnie nie przekonują do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  12. skusiłabym się na nie z ogromną przyjemnością. Lubię takie produkty, odprężają mnie ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Te maski jest to dla mnie nowość :) Ale chętnie przetestuje :)
    Pozdrawiam,
    http://welldonebeef.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Maska peel off to mój faworyt :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja maseczki mam zawsze przed kąpielą. Tych peel off jeszcze nie miałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jetem wierna od pewnego czasu maseczkom w płachcie, ale może skuszę się na wypróbowanie tego typu masek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę w końcu poznać te w płachcie, skoro tyle osób o nich pisze.

      Usuń
  17. Tych maseczek jeszcze nie testowałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. O, chętnie bym przetestowała!

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie znam tych maseczek ale wydają się bardzo ciekawe. Też nigdy nie leżałam z maseczką, zawsze mam coś do zrobienia;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, takie życie. Nie ma kiedy leżeć i pachnieć! :-)

      Usuń
  20. mi marzy się znaleźć taką, która właśnie ściągnę w jednym kawałku.

    OdpowiedzUsuń